...


Autor: magicsunny
Tagi: blood  
11 grudnia 2009, 18:23

30 minut pozniej zadzwonil do mnie na video rozmowie. Pokazal mi petle z czegos na szyji i kazal liczyc do trzech. Zaczal sam - 1, 2.... rozlaczylam sie. Nie chcialam wiedziec co bedzie dalej...

Bylam juz w pidzamie. Ubralam sie wiec, bo pomyslalam... pomyslalam, ze trzeba bedzie pojechac na policje... W razie co.

Kolejne 20 minut i slychac klucz w zamku. Wrocil. Bez slowa wszedl na gore do lazienki i zaczal napuszczac wode do wanny. Na usta cisnelo mi sie, "czy czasem sie galaz nie zlamala?"... ale sie powstrzymalam, zeby nie rozjuszyc...

Woda leciala, a on zszedl na dol. Dziwne bylo to, ze tego czlowieka ciezko namowic na kapiel, a tu drugi raz w ciagu 3 godzin... Wzial cos z kuchni. Mijalismy sie na schodach i wydawalo mi sie, ze ma noz... Zeszlam na dol. Wzial go. Ten najwiekszy. Plus ostrzalke do nozy. Zostalam na dole. Dzieci spaly. Woda ucichla, slychac bylo tylko ostrzenie noza z zawzieciem, tak zebym slyszala dobrze na dole...

Nie mogal pojsc na gore. Nie moglam prosci zeby wyszedl. Zeby przestal. Wiedzialam co sie kroi. To co ostatnim razem - 14 tego lutego.

Tym razem wzielam telefon i zadzwonilam na policje. Opisalam sytuacje od poczatku, od momentu naszej rozmowy, jego wyjscia, video rozmowy i tego co bylo dalej. Policja przyjechala natychmiast. Bardzo cicho zapukali do drzwi i po cichu weszli na gore. Dopiero pod lazienka zaczeli walic w drzwi i kazali mu wyjsc z rekami przed soba... Nie chcial. Przedluzal, zwlekal... Oklamal ich. Pytali czy ma tam noz. Powiedzial 3 razy, ze nie. Gdy w koncu otworzyl, byl tylko w koszulce i bokserkach. Zakuli go w kajdanki i sprowadzili na dol do przedpokoju. Zaczal szukac spodni, a w tym czasie jeden z policjantow zniosl noz z lazienki. Za kare, ze klamal z nozem, nie pozwolili mu zalozyc spodni i tak polgolego prowadzili do radiowozu, mimo jego obiekcji pt" jest zima, mroz, zimno mi". Wypchneli go za drzwi. Potraktowali jak potencjalnego samobojce lub/i morderce. Bo Bog jeden wie, co moglby jeszcze zrobic, gdyby nie policja... Potem w lazience znalazlam zakrwawiony recznik i wanne. Czyli porobowal. Zaczal juz. Nie zdarzyl. Ze niby przypadkiem uratowalam mu zycie...

Do 3 rano policjant siedzial ze mna w domu i spisywal wszystko - poczawszy od sierpnia zeszlego roku, gdy pierwszy raz "poszedl sie zabic", a ja jak pamietacie szukalam go wtedy cala noc z moim bratem... Przez drugi raz - w Walentynki tego roku, gdy podcial sobie zyly przy mnie, dzieciah, mojej mamie i jej mezu.... Az po teraz.

Wszystko spisal... Podpisalam tez, ze sie boje o zycie i zdrowie swoje i dzieci, po to zeby zostawili go na noc na dolku. Zebym mogla choc te 4 godziny przespac bez strachu. Powiedzieli, ze zadwonia rano zanim go wypuszcza, zebym wiedziala, ze wraca... Sama rano zadzwonilam. Z pytaniem, czy wg prawa, moge go spakowac i wyprosic z domu gdy wroci. Okazalo sie, ze nie moge. Bo umowa na dom jest na nas oboje.... Zaczelam tlumaczyc policjantce, ze nie bede spala w nocy, dopoki on tu zostanie, bo ja nie wiem, czy ktorej nocy on nie poderznie gardla mi, potem dzieciom, a pozniej sobie... Bo to psychol jest... Powiedziala, ze uzyja "argumentow"m zeby sie chcial sam wyprowadzic, ale jak na razie on nie chce.

 Powiedziala, ze wroci za okolo 30 minut. To byla w sumie najgorsza godzina... Bo tyle wracal. Zadzwonil dzwonek. Byl w asyscie policjanta, ktory powiedzial, ze nie chce klotni. Powiedzialam, ze ok, ja nie krzycze juz od dawna... ze postaram sie porozmawiac. Pan powiedzial, ze nie ma po co. Grzesiek przyszedl tylko zabrac swoje rzeczy ( ktore ja wczesniej juz przygotowalam do wlozenia do toreb, bo mialam nadzieje... ) i ze wyjezdza do brata pod Manchester... Spakowal sie. Uslyszalam tez kolejny raz - wiedzialam - ze to byla moja wina. I ze "punkt dla Ciebie". W sensie, ze dopielam swego. Tyle, ze ja z nim nie gram w zadna gre. Boje sie o zycie dzieci i swoje... A on to traktuje jak gre... Bedzie sie mscil, wiem o tym. Ja nie mam zamiaru... Policjant pomogl mu nosic torby do auta. Grzesiek ze sztucznymi lzami w oczach - zeby zrobic wrazenie na gliniarzu ( znam go dobrze, wiem kiedy gra... ), zegnal sie z Igorem, a maly mu tylko na to "pa pa". Tyle. Pojechal. Policjant tez, dopiero jak on odjechal. 15 minut pozniej pukanie do drzwi - otwieram. "Podaj mi moje kapcie".... Nosz kurwa.... Dalam. Pojechal... Juz nie wrocil. I nie wroci....

 

Jestem strzepem nerwow. Nie mam sily juz na nic. Musze isc do lekarza, po jakies tabletki. Czuje, ze sie lamie, ze pekam... Ze nie daje juz rady.... Juz nie umiem sie nawet sztucznie usmiechac....

 

Minie czas... minie.... odpoczne, powoli zaczne zapominac.... zostanie bol gleboko gdzies. Bol jak cholera. Ale odpoczne nareszcie...

Teraz tylko zalatwic kase na dom na pierwszego stycznia. Nie chca dac dofinansowania, bo tu nie pracowalam minimum 12 m-cy i nie pracuje obecnie... Mam nadzieje, ze jakos sie ulozy. W przyszly czwartek bede miec pierwsza odpowiedz odnosnie innych zasilkow.... Moze jak je dostane, bedzie na czynsz....

Jestem znow sama.... z dwojka malych dzieci.

Nie placze.... Juz nie mam czym. Policjant powiedzial mi wczoraj, ze jestm dziwna - nie wyje, nie ciskam sie, nie chce sie mscic, ni krzycze...

Bo juz nie mam na to sily Panie policjancie... Bo on mi zabral wszystko.... Na szczescie wszystko - procz dzieci....

16 grudnia 2009
pffffffffff.... matko jedyna moja... ja nie mam slow wiesz? zatkalo mnie i przestalam oddychac czytajac... toz to jak jakis scenariusz horroru czy cos... trzymaj sie slonko. dzieciakow sie trzymaj...
magda
16 grudnia 2009
no wariat. jazdy jak u nastolatka.
trzymaj sie, masz fajnych chlopakow, ktorzy raczej nie powinni miec takiego przykladu. bedzie dobrze.
15 grudnia 2009
To wszystko jest takie straszne...

Ale wiem, wiem na pewno, że dacie sobie radę bez niego. I będziecie tysiąc razy szczęśliwsi.
15 grudnia 2009
Jestem mloda... Mam malo doswiadczenia w zyciu! Z pewnoscia nie takie jak Ty! Ale kiedy czytalam Cie 2 lata temu! Tak bardzo pragnelam krzyczec ze On Nie jest dla Ciebie! Ze z Nim zycia uslanego rozami miec nie bedziesz! Cislo mi sie na usta zebys uciekala... Nie czulam sie wystarczajaco dorosla ani zyciowo madra zeby doradzac dojrzalej kobiecie. Ale intuicja nie zawiodla. Myslalam ze moje problemy sa koncem swiata :( dzis rozumiem ze tylko blahostka. Naprawde mi przykro kochanie. Sciskam Cie z calych sil...
intro-spekcja
14 grudnia 2009
co za fiut, no!
Wu
13 grudnia 2009
czytam i myślę, że to nie pierwszy i nie ostatni taki chuj, który po świecie się mędzi. tylko dlaczego Ty musiałaś na niego trafić? ech...
11 grudnia 2009
Ja pierdolę. Bardzo dobrze zrobiłaś - możesz być z siebie dumna! Podziwiam konsekwencję i determinację. Myślę, że nie będzie się mścił. Zrobił cyrk na odchodne i ma święty spokój w teorii. Dasz sobie świetnie radę bez niego - jestem tego pewna.

Dodaj komentarz