06 kwietnia 2004, 19:34
... i nie cytuje tu niczyich słów ;). Są dni, kiedy wszystko układa się świetnie, ale ten do takich nie należy. Prawie...Od rana wszystko się dematerializuje, tudzież działa zgodnie z zasadami grawitacji - czyli leci w dół. Kawa, choć uparcie trzymałam ją w kubku, postanowiła zakleić mi literki na klawiaturze, i ekran monitora. Wyczyszczona klawiatura nie działa jednak ( o dziwo! ) prawidłowo. Muszę zgadywać gdzie co jest, czuję się jakbym po raz pierwszy siedziała przy kompie. W pracy zapieprz jakiego już dawno nie było, klienci się wściekają - jak zwykle przed świętami - telefon jest gorący, a ja mam cięte słowa na końcu języka, jednak starym zwyczajem uśmiecham się do słuchawki jak durna i udaję że jestem anielsko spokojna i opanowana. Ciekawe, co by było gdyby zamiast " tak, słucham, proszę, przepraszam, zapraszam", usłyszeli "mam was głęboko w dupie, wyżyj się na żonie chamie, bo to nie moja wina, że Cię do łóżka w nocy nie wpuściła!". "Szef" się wścieka, bo końca pracy nie widać (pieniędzy też, ale co z tego, Sunny lubi charytatywnie :> ), a mój pies czeka na chwilę, kiedy w końcu wrócę do domu ( powinnam wyjść już 3 godz. temu ) i wezmę go na spacer, podczas którego zapewne ochlapie mnie całą błotem, ponieważ pada deszcz. Jedyną miłą chwilą, była rozmowa z pewnym panem... Przynajmniej się odstresowałam i oderwałam od pracy. Częściej proszę ;-). Uzależniłam się... :p. Aż strach pomyśleć co będzie dalej...
P.S. Dziękuję za uśmiech... ;-).