W jednej chwili wszystko wali mi sie na glowe. Ale znacie to ? Samo zycie... w jednej sekundzie udusialabym z milosci, a w nastepnej mam ochote wyzyc sie tak, zeby zapamietano mnie na cale zycie. Nie, nie jestem przed okresem, nie, nie jestem w ciazy. To psychiczne jakies jest. Zaczynam odkrywac mroczne strony mojego charakteru... Co gorsza - zaczynaja je odkrywac rowniez inni. W zwiazku z tym apeluje, iz nie podlegam na razie zadnym standartom, wiec poznanie mnie w obecnej chwili zaowocuje szpitalem psychiatrycznym i to w moim towarzystwie... Zostane rowniez okreslona jako niepoczytalna i niebezpieczna dla samego smialka oraz ogolu. Taaaaaaak, chcialabym teraz sama zrozumiec co tu napisalam.... A mialo byc jasno, prosto i na temat... :-/
Moze i za wczesnie na podsumowanie mijajacego wlasnie roku 2006 ale jak nie zrobie tego dzis, to nie zdobede sie na to wogole. Co mnie spotkalo dobrego i zlego?
- poczatke roku - do dupy - moj pies zlamal lape rok wczesniej i dokucza mu reumatyzm
- luty - pierwsze urodziny mojego szkraba :)
- luty - smierc zony mojego ojca... zostawila 5-cioro dzieci
- marzec - po raz nie wiem ktory szpital - moj maly ma chroniczne, nawracajace zapalenia uszu - pod stala kontrola
- kwiecien - urodziny moje - do dupy - nikt nawet nie pamietal, ale ponoc kazda swinia ma urodziny
- maj - jest zle, jest baaaaaardzo zle - zaczely sie... wizyty u pana psychopseudocostam
- czerwiec - coraz czestsze klotnie, coraz czestsze wizyty i znow szpital
- lipiec - spedzony w UK - do dupy......... !!!! tez szpital - no przeciez tam malego jeszcze nie bylo !!! :(
- sierpien - nareszcie powrot do Polski i... jeszcze gorzej
- wrzesien - moj byly maz zaczyna wydzwaniac, moj byly bardzo facet, chce do mnie wracac... do dupy
- pazdziernik - poznalam G i jest coraz lepiej :D
- listopad - smierc Ryska...
- listopad po raz drugi - wizyta w UK... wspaniale :D
- grudzien - do dupy... ale bedzie lepiej ;) moj ojciec znow sie rozpil, przepil wszywke, dzieciaki rzadza sie same... nie maja kasy, nie maja na zycie, nie maja jak zyc... musze cos wymyslic, bo dwie najmlodsze ( 13 i 8 lat ) zabiora do bidula... nie darowalabym sobie. W zwiazku z tym zycie mi sie lekko komplikuje. Bo jesli tato nie przestanie pic, bede musiala znow olac wlasne szczescie i zostac w Polsce, wziasc do siebie dziewczyny i sie nimi zajac. Nie oddam ich, mimo ze praktycznie zadna rodzina... Ale jestem z nimi mocno zwiazana... Do dupy !!! No to sie wyzywam...
P.S. Do tego zrobilam sie znpw nieufna. Nie wiem czym jest to spowodowane. Ale takie dziwne duperelowate sytuacje zwyczajnie mnie z rownowagi wyprowadzaja - poczekaj, bo cos tam, bo ktostam, za chwile, za jakis czas... Nie znosze czekac. Nie znosze nie ufac. Nie znosze nie znosic - smerf Maruda. I dziwne mysli - a moze jest inaczej ? W koncu tyle kilometrow.... pare slow moze uspokoic, ale moze tez i doprowadzic do furii. Niezrownowazona to ja jestem dzisiaj na pewno. I ranie znow. Znow ludzi ktorych kocham i na ktorych mi zalezy. A bynajmniej zaczynam. Potrafie tylko jedno - zawsze to potrafie niezalezne od mojej sytuacji w zyciu - pocieszac innych i zajmowac sie ich problemami... Wtedy uciekam od swoich, a one tylko sie mnoza. Niezalatwione sprawy, zalegle "rachunki" sumienia, cos co mialam zrobic przedwczoraj, ale zapomnialam bo bylo cos waznejszego - przyjaciolka z dziecmi w szpitalu, moje "przyrodnie" rodzenstwo, znajomy z klopotami sercowymi, nigdy "niedoszla" tesciowa, ciocia, bo potrzebuje na zycie, dziewczyna bylego, ktora za wczesnie urodzila i trzeba jej pomoc jakos to wszystko zorganiozowac... I tak dalej i tak dalej i tak dalej... Wylewa sie dzisiaj ze mnie....