Archiwum luty 2009


Limit na nieszczescia...
Autor: magicsunny
Tagi: xxx  
28 lutego 2009, 09:45

Wczoraj rozmawialam z pewna osoba i padlo pytanie - czy jest jakis limit nieszczesc na osobe... Odpowiedzialam, ze nie ma. Ze czlowiek jest w stanie zniesc wiecej, niz mu sie wydaje, mimo ze nieraz mowi "wiecej nie zniose".

Nie m limitu. Moze to nie moja osobista tragedia, ale dotyczy mnie rowniez. Dzis po 6 rano zadzwonil telefon. Zmarl moj tesc...

Nie moge leciec z G. na pogrzeb, bo nie mam z kim zostawic dzieci. Ciezko mi z tym ogromnie. Tak jak ciezko bylo ponad rok temu, gdy umieral moj tato, a ja nie moglam sie z nim nawet pozegnac, bedac w ostatnim tygodniu ciazy z Igorem...

Na pogrzebie u taty bylam z 5cio dniowym wtedy Igorem...

(*)

Pal licho cala reszte, caly swiat. Najwazniejsze...
Autor: magicsunny
Tagi: xxx  
23 lutego 2009, 23:30

Misiek polozyl sie w sobote normalnie spac i wszystko bylo w porzadku. W niedziele rano, okolo 9.00 wstal i mial strasznie opuchiete kolano ( po prostu gula, twarda i goraca ) i stopy pod spodem - wygladaly jak male buleczki. Tez byly twarde i dosc mocno cieple. Mowil, ze boli go jak staje. Nigdzie sie nie uderzyl, nie upadl. Nie wiedzialam co sie dzieje. Nigdzie w necie nie moglam znalesc informacji na ten temat, jedynie o opuchliznach w ciazy. Jedyne co mi przychodzilo na mysl, to natychmiastowa wizyta w szpitalu. Jego zmarlemu ojcu puchly stopy i dlonie kilka razy do roku, tak, ze buta zalozyc nie mogl. I nikt nigdy tego nie zdiagnozowal. W sumie jedna lub jedyna przyczyna jego smierci byla cala spuchnieta szyja...Udusil sie. Pojechalismy do szpiatla przed 12.00.

Gdy wychodzilismy z domu maly mial spuchniete od spodu obie stopy i jedno kolanko - mial trudnosci z chodzeniem. Po pol godznie w poczekalni szpitala ( szybko ), zbadala go pielegniarka, ktorej musialam opowiedziec cala historie ojca malego - na co zmarl, jak to wygladalo itd. Pozniej przyszedl bardzo szybko lekarz. Rozebrali go i okazalo sie, ze puchnie juz drugie kolano i stopy na gorze, powyzej kostek. Do tego bylo to mocno gorace i czerwone. Znow opis historii zycia jego ojca i historia medyczna mojego dziecka az od momentu mojej ciazy. Godzine to trwalo, maly puchl coraz bardziej. Lekarz rozlozyl rece i wyszedl. Przyszlo dwoch kolejnych lekarzy. Znow klepanie tego samego ( gdzie ja w nerwach, translatora zero, okreslen medycznych malo znam... ), jakby nie mogli sobie tego spisywac. Po kolejnej godzinie wywiadu i ogladania malego , badania, osluchiwania w kazdym mozliwym miejscu, rozlozyli rece, wyszli... Kolejny lekarz, ta sama historia. Nic. Juz chyba slabo kontaktowalam z nerwow. A mlodemu zaczely na plecach, piersiach i twarzy, wychodzic dziwne, nieregularne plamy, cos jak przy odrze, ale tylko podobne. Cichy, wymeczony, jak nie moje dziecko... Po prawie 4 godzinach ogledzin i wizytach 4 lekarzy, decyzja - na oddzial, wszystkie badania krwi, moczu, rtg, ekg itd. W tym czasie pojechalam do domu po rzeczy. Po moim powrocie do szpitala, pobrali mase krwi na rozne badania i mocz. Polozyli go do lozka, kolejny lekarz. I tak w kolko. Nikt nie wiedzial i nie co sie dzialo i dzieje. Skad ta opuchlizna na calym ciele ( miesiac temu spuchl mu siusiak, nie bylo zadnej infekcji, prawdopodobnie wlasnie wtedy sie wszystko zaczelo ). Podstawowe wyniki badan krwi i moczu, rtg i ekg nic nie wykazaly, wszystko w normie. Reszta badan - m.in na prawidlowosc klucza DNA i rozne alergeny - beda za kilka tygodni, bo musza to wyslac do Birmingham, do specjalnej kliniki. Cala noc balam sie zamknac oczy, balam sie, ze spuchnie mu szyja i sie udusi. Poprosilam o monitorowanie go, podlaczyli mu na palec takie cos ( nie mam pojecia jak sie to fachowo nazywa ) i z tym spal. Mialo pikac glosno jakby co. No i zapikalo - o 3 nad ranem. Z zawalem rzucialm sie do jego lozka, zaczelam obmacywac szyje. Okazalo sie ze we snie sciagnal sobie to z palca. Myslalam ze umre wtedy ze strachu. Nie zmruzylam juz oka do rana. Wstalismy o 7.00 a tu niespodzianka - opuchlizna tak jak nagle sie pojawila, tak samo nagle zniknela. Zostaly tylko lekko opuchniete stopki. Lekarze przyszli na obchod i nie mogli uwierzyc wlasnym oczom. Znow rozlozyli rece. Nie maja pojecia. Ja tym bardziej. Czekamy na wyniki za kilka tyg. Moze bedzie cos wiadomo.
Jego ojciec tak zmarl - cale zycie puchly mu stopy, dlonie i - sorry - penis. Nikt tego nigdy nie zdiagnozowal. Zmarl majac 38 lat, spuchla mu szyja i sie udusil. Ojciec jego ojca rowniez zmarl mlodo - nie wiemy jednak na co i jak, bo nigdy nie bylo z nim kontaktu. Wiemy tylko ze umarl rowniez przed 40 rokiem zycia. To tyle. Padam ze zmeczenia i stresu i pewnie kolejne tygodnie beda rownie nerwowe... Do domu wrocilismy z zastrzeniem, ze gdyby cokolwiek spuchlo, szpital natychmiast... Byc moze jest to jakas choroba genetyczna... dosc rzadka, bo przeciez nikt nie wie nawet za co chwycic zeby zlapac cokolwiek... Byc moze jest to silna alergia. Tylko na co? On nigdy na nic nie reagowal alergicznie. Byc moze jest to reumatoidalne zapalenie stawow - sa dosc mocno podobne ojawy... Juz sama nie wiem. Objawy te same przy setkach chorob. Wiem jednak, ze jest to bardzo niebezpieczne, bo procz okolic stawow, puchna okolice gruczolow, co oznacza mozliwosc opuchniecia krtani i uduszenie sie...

Odbiegajac od tematu zdrowia - szpital niesamowity - kawa, herbata dla rodzicow, opieka do dzieci ( wolontariusze zajmujacy czas, malowanie, plac zabaw przyszpitalny, swietnie wyposazona ogromna sala zabaw ), przemily personel, tak lekarze jak i pielegniarki, stale ktos przychodzi i pyta czy czegos nie trzeba, a moze dzieckiem sie zajac zebym mogla odpoczac, a moze kawy, a moze maly glodny... Kolorowy, zadbany, wesoly szpital, buziak dla mlodego na dzien dobry... Poza tym maly ma dzisiaj 4 urodziny - dostal prezent od personelu - piekne puzzle Listonosza Pata i kartke z zyczeniami. Ja jestem w szoku... Pozytywnym oczywiscie pomijajac cala cala historie.

Nie mniej jednak caly czas drze... Teraz, dopoki nie znajda przyczyny i powiedza jak sobie z tym radzic, kazda noc bedzie koszmarem, bede sie bala spac...

WSZYSTKIEGO NAJLPESZEGO  Z OKAZJI 4 URODZIN MOJ SKARBIE :*.

...
Autor: magicsunny
Tagi: nnn  
19 lutego 2009, 23:26

Tak, jestem... Dzieki rebelka.  Na razie nie umiem za wiele napisac. O tym co sie dzialo i co sie dzieje. Bo nie jest to sytuacja najprostsza. Skrajna bym powiedziala.

 

Zdziwi Was pewnie fakt, ze... znow probuje polatac to wszystko?

Moze to uzaleznienie, moze to milosc, niech kazdy sobie nazwie jak chce. Nie umiem bez niego zyc... Wiec staram sie jakos... Jak przyjda slowa, napisze wiecej. Dziekuje za troske dziewczyny...

A Tobie Wu... :***

Szczesliwego dnia Sw. Walentego...?
Autor: magicsunny
Tagi: nnn  
15 lutego 2009, 00:18

Pamietam dzien, w ktorym zaczelam pisac tego bloga. To bylo ponad 6 lat temu. Pamietam, ze chcialam wtedy uciec od swiata zewnetrznego, uciec od swojego owczesnego faceta choc na chwile i w ten sposob. Inaczej nie mogalm, znal kazdy moj krok, byl jak cien... Pamietam, ze chcialam wtedy uciec od siebie samej... I pamietam tez dokladnie zycie z tamtym... I Adama, ktory mnie wyciagnal z tego bagna...

Pamietam, ze w 97 roku - mijal wlasnie rok gdy bylam z tamtym czlowiekiem - chcialam z nim zerwac. I zerwalam. Plakal, blagal, grozil, wszystko naraz. Jednak zerwalam. Bylam wtedy najszczesliwsza osoba na swiecie, bo uwolnilam sie od Cerbera... Tak go nazywalam. Nastepnego dnia ktos do mnie przyszedl i powidzial, ze ten idiota podcial sobie zyly i polozyl sie w wannie pelnej goracej wody. Odratowali go wtedy. A ja ze strachu do niego wrocilam i zylam w tym styrachu kolejne 5 lat... Wiedzialam, ze gdy bede chciala znow odejsc, sprobuje po raz kolejny i tym razem mu sie uda...

W 2002 roku, od czterech lat jakos, moim jedynym oknem na swiat byl internet - projektowalam proste strony internetowe, uczylam sie hakowac, lamac hasla... Nie bylo wtedy tyle dostepnych programow co teraz, nie tej jakosci. Mialam wtedy mase kompleksow. Wpadla w bulimie... Potem skonczylam jako podejrzana o anoreksje w szpitalu dla... hmmm.... Wazylam 50 kilo, w porywach do 52 ;]. Nie jadlam; kawa, fajki, internet, kawa, fajki, internet, kawa....

Adam mi pomogl wtedy. Poznalam go w tym wlasnie roku - przez net oczywiscie. Poznal moje zycie, wiedzial o mnie wiele... Wiedzial jak zylam. Dzieki niemu stamtad ucieklam... Mojego bylego zostawilam 1 lutego 2003 roku. Na nastepny dzien karetka zabrala mnie do szpiatala... . Pamietam tez, ze 14 lutego 2003 roku wychodzilam ze szpitala, a Adam przyjechal ( jakies 200 km ;) ), przywiozl mi roze i zlota zawieszke z literka M. Mam ja do dzis... To bylo nasze drugie spotkanie. Potem dziwinie sie potyczylo nasze zycie - kawalek mozna nawet nazwac wspolnym... A pozniej... pozniej nie bylo juz nic. Mimo to, ze gdyby kiwnal wtedy palcem, poszlabym za nim na koniec swiata... Przyjaznimy sie do dzis... Mozna to tak nazwac...

 

Moj juz wtedy byly, dlugo nie mogl sie pozbierac. Probowal kolejnych prob samobojczych, ale juz nie robilo to na mnie wrazenia - skreslilam go z listy mojego swiata. Nie wiem jak zyje, czy zyje i czy innej zatruwa zycie...

Wczoraj dostalam walentynkowa kartke od Adama... Po 6 latach... po 6 latach z dedykacja " moje serce nalezy do Ciebie". I ja wiem, ze tak jest. I ze tak bylo zawsze odkad sie poznalismy...

 

A dzis - paradoksalnie - Grzesiek podcial sobie zyly... Sciegna widac... Zyje... jeszcze...

A ja?

A ja nadaje sie po takiej ilosci uspokajacych i wina, tylko do szpitala psychiatrycznego o zaostrzonym nadzorze...

Oczy mi juz leca, zapuchniete z reszta... Krew w calym salonie... Dywanu nie moge doprac, az palce pozdzieralam...

Aniele Boży, Stróżu mój... proszę, rozłóż nade mną swoje opiekuńcze skrzydła...

Bo ja wiem, że Ty istniejesz... I że nade mną czuwasz mój Drogi Aniele...

 

          09. kwiecień 2004

ANIOŁ STRÓŻ

 

... Ten Twój Anioł Stróż,

Ten, który czuwa,

Ten, dzięki któremu

Twe sny spokojne i jasne...

Po jego ścieżkach

Jak za okruchami chleba

Kroczysz, by łatwiej,

Idziesz i nie upadasz...

 

Gdy twarz Twą

Uśmiech łagodny rozjaśnia,

Ręce zziębnięte

Oddech gorący rozgrzewa...

 

Ludzie, gdy wyciągają rękę,

Krzyż, gdy ciążyć zaczyna,

Wzrok, gdy widzieć przestajesz,

Wszystko, co niemożliwe, a jednak...

 

Aniele Boży, Stróżu mój,

Stój przy mnie, czuwaj,

Otul skrzydłami w potrzebie.

Za drogę wskazaną... Dziękuję.

                                                09.04.2004 r.

                                                               MagicSunny

a wiec...?
Autor: magicsunny
Tagi: xxx  
08 lutego 2009, 18:49

... a wiec podjelam trudna decyzje... nie chce opisywac dzieki czemu, napisze tylko, ze miala na to podstawowy wplyw eks mojego meza... Dopiela swego. tego chciala od poczatku. Tym szczula mnie przez ostatnie kilka dni... Jutro ide zlozyc pozew, G. wyjezdza do innego kraju... Zostaje sama. Sama, bez pracy, z dwojka dzieci i psem ;/. Nie wiem czy przetrwam... pewnie tak, bo zlego diabli nie biora... Czuje sie tak bardzo SAMA jak nigdy dotad. A mezczyzna, ktory jeszcze tak niedawno pisal mi w komentarzach "nie boj, sie, nie jestes sama, damy rade, RAZEM", a potem przysiegal "...na dobre i na zle, w szczesciu i chorobie..."okazal sie dupa a nie facetem... Stanal murem za byla zona, ze mnie robiac szmate... W oczach jej , swoich i calej reszty. Nie mam w nim oparcia, nie moge mu ufac... Mam magnes, czy na czole wypisane "szukam debili i popaprancow"?

 

Nie wiem gdzie pojsc, jak napisac to wszystko, jak zaplacic, jak znalesc dom, prace.... ale dosc juz tego. Dosc pomiatania mna, dosc szydzenia z moich uczuc. Bo czasem mimo, ze sie kocha, lepiej odejsc...

uhm
Autor: magicsunny
Tagi: xxx  
04 lutego 2009, 00:20

A u mnie cisza.... taka prawdziwa cisza.... Tylko wewnatrz glosno, krzyczy caly swiat, ktorego nie widac... Swiat, ktorego nikomu nie pokazuje, bo boje sie, ze zostane rozszyfrowana. A tak... tak to sobie po cichu zwariuje i nikt sie nawet nie dowie...

A milosc boli. Ameryke dokrylam, nie? ;/

 

See You... Maybe next time, maybe never again...

Why? Because I can't anymore...