Jakies 2 tygodnie temu, gdy po raz kolejny lecialam do Polski - tym razem po piesa :) - Igor zaczal sie juz puszczac mebli i robic samodzielnie po dwa, trzy kroczki. Dzisiaj moje 10cio miesieczne szczescie chodzi juz zupelnie samo :). Upada wiecej niz wczesniej, ma wiecej guzow, siniakow, ale za to jaki jest szczesliwy :D. Potrafi przejsc juz ok. 10 metrow ( tyle ma ogrod mojej mamy ) i nie upada :D. Po raz kolejny mlody wprawil nas w niezly szok ;). Wydaje mi sie, ze duzo w tym zaslugi obecnosci Miska, Igor malpuje go na kazdym kroku, umie bic brawo, robic kosi kosi lapki, tanczyc i probuje nieporadnie ukladac klocki, nie mowiac o wlazeniu na schody itp ( dobrze, ze mamy bramke zabezpieczajaca ). Co robi Misiek, probuje nasladowac Igor :). Znow wrzucilabym film, ale nadal za cholere nie umiem ;].
Piesa dowiozlam po 30 (!) godzinach w aucie, calego i zdrowego do UK. Tyle czasu, bo po tabletkach na odrobaczenie dostal takiej sraczki, ze przymusowe przystanki mielismy co 1,5-2 godziny. Dobrze, ze Jacek z ktorym jechalam jest wielkim milosnikiem psow i sam nieraz-choc oponowalam-zatrzymywal sie, zeby pies sie nie meczyl. Na promie 2 godziny sam w aucie, bo my na gorze na pokladzie. Zniosl to chyba dobrze, bo jak wrocilismy do samochodu, to byl caly :). Samochod sie znaczy ;). Powoli sie do siebie przyzwyczajaja - Igor i pies. Misiek za to szaleje za trzech z psem, on z nim wychowany. Igor dopiero teraz, po tygodniu, zbliza sie do psa, zaczyna dotykac, probuje glaskac i powoli przestaje reagowac placzem na szczekanie ( na poczatku placz byl na sam widok Bleka ). Jest dobrze.
Wrocilam do domu - powiedzialam zjezdzajac z promu.
Dzis powiedzialabym - wrocilam do dzieci...
Coraz mniej laczy mnie z G. Coraz mniej mamy ze soba wspolnego.
Coraz wiecej rzeczy nas dzieli.
Coraz wiecej rzeczy, sytuacji, pokazuje, jak bardzo sie roznimy. I jak bardzo te roznice przeszkadzaja nam obojgu w normalnym zyciu.
I jak bardzo juz nam obojgu nic nie chce sie z tym robic.
Czy to smutne?
Nie. To... to po prostu poczatek konca... :). I nawet mi nie smutno.
Czas pomyslec o ulozeniu swojego zycia od nowa...
Czas przemyslec dokladnie...
Wczoraj jedli razem paluszki :).
Buty sa pyyyyyszne ;]. Sznurowki szczegolnie ;].
Zdjecia sa niewyrazne, bo z komorki, a ona nie ma tego czegos, co redukuje wstrzasy. A Igor nie ustoi w mejscu ;).
Wypatrywalam "domu"...
A tu juz swiatla Dover, czyli jeszcze tylko 2 godziny drogi ladowej do domu... :).