Archiwum 05 sierpnia 2008


Dom
Autor: magicsunny
Tagi: dom  
05 sierpnia 2008, 21:45

Jakies 2 tygodnie temu, gdy po raz kolejny lecialam do Polski - tym razem po piesa :) - Igor zaczal sie juz puszczac mebli i robic samodzielnie po dwa, trzy kroczki. Dzisiaj moje 10cio miesieczne szczescie chodzi juz zupelnie samo :). Upada wiecej niz wczesniej, ma wiecej guzow, siniakow, ale za to jaki jest szczesliwy :D. Potrafi przejsc juz ok. 10 metrow ( tyle ma ogrod mojej mamy ) i nie upada :D. Po raz kolejny mlody wprawil nas w niezly szok ;). Wydaje mi sie, ze duzo w tym zaslugi obecnosci Miska, Igor malpuje go na kazdym kroku, umie bic brawo, robic kosi kosi lapki, tanczyc i probuje nieporadnie ukladac klocki, nie mowiac o wlazeniu na schody itp ( dobrze, ze mamy bramke zabezpieczajaca ). Co robi Misiek, probuje nasladowac Igor :). Znow wrzucilabym film, ale nadal za cholere nie umiem ;].

Piesa dowiozlam po 30 (!) godzinach w aucie, calego i zdrowego do UK. Tyle czasu, bo po tabletkach na odrobaczenie dostal takiej sraczki, ze przymusowe przystanki mielismy co 1,5-2 godziny. Dobrze, ze Jacek z ktorym jechalam jest wielkim milosnikiem psow i sam nieraz-choc oponowalam-zatrzymywal sie, zeby pies sie nie meczyl. Na promie 2 godziny sam w aucie, bo my na gorze na pokladzie. Zniosl to chyba dobrze, bo jak wrocilismy do samochodu, to byl caly :). Samochod sie znaczy ;). Powoli sie do siebie przyzwyczajaja - Igor i pies. Misiek za to szaleje za trzech z psem, on z nim wychowany. Igor dopiero teraz, po tygodniu, zbliza sie do psa, zaczyna dotykac, probuje glaskac i powoli przestaje reagowac placzem na szczekanie ( na poczatku placz byl na sam widok Bleka ). Jest dobrze.

Wrocilam do domu - powiedzialam zjezdzajac z promu.

Dzis powiedzialabym - wrocilam do dzieci...

Coraz mniej laczy mnie z G. Coraz mniej mamy ze soba wspolnego.

Coraz wiecej rzeczy nas dzieli.

Coraz wiecej rzeczy, sytuacji, pokazuje, jak bardzo sie roznimy. I jak bardzo te roznice przeszkadzaja nam obojgu w normalnym zyciu.

I jak bardzo juz nam obojgu nic nie chce sie z tym robic.

Czy to smutne?

Nie. To... to po prostu poczatek konca... :). I nawet mi nie smutno.

Czas pomyslec o ulozeniu swojego zycia od nowa...

Czas przemyslec dokladnie...

 

 

Wczoraj jedli razem paluszki :).

 

 Buty sa pyyyyyszne ;]. Sznurowki szczegolnie ;].

 

 

 Zdjecia sa niewyrazne, bo z komorki, a ona nie ma tego czegos, co redukuje wstrzasy. A Igor nie ustoi w mejscu ;).

 

 

 Wypatrywalam "domu"...

 

 

 A tu juz swiatla Dover, czyli jeszcze tylko 2 godziny drogi ladowej do domu... :).