Archiwum grudzień 2009


Nowy Rok
Autor: magicsunny
Tagi: brak  
31 grudnia 2009, 18:23

Dostalam najwazniejszy zasilek - ten od ktorego zalezaly wszystkie inne. Musialam "zdac" test na rezydenta Wielkiej Brytanii. Udowodnic, ze jestem tu od ponad dwoch lat. Zdalam... Teraz pozostaje mi tylko czekac na kolejne benefity :-D.

Rozmowa z wlasciecielem zaliczona dzisiaj - ze nie mam na czynsz i ze musi poczekac. Zaskoczyl mnie. Nie robil akcji. A to skurczybyk taki sie wydawal. Powiedzial, ze poczeka.... Ciekawe tylko, czy jak juz bede miala i mu zaplace, to mi nie da wypowiedzenia. Bo cos za mily byl...

Wyczyscilam konto G. Dzisiaj. Bo rano dostal wyplate na konto. Zanim zdazylam ja, on przelal jakas czesc na swoje drugie konto. Wyjelam pozostale 300 Ł i oddalam mamie ( mielismy u niej 660 Ł dlugu, a on powiedzial, ze nie odda i sie stawial.... no sie postawil ;] ). Teraz tylko czekam az zobaczy na koncie zero i zadzwoni. bedzie jazda. Wisi mi to ;].

Artur jest w PL u rodzicow. Dzwoni codziennie. Szok. Ja dalam spokoj. Nie pisze, nie dzwonie. On jednak nie odpuszcza... I jakis ... taki inny sie zrobil odkad byl u mnie. Nie umiem okreslic jak inny. Taki... cieplejszy.... Boje sie.

 

Szczesliwego Nowego Roku Wam wszystkim zycze. Najpiekniejszych dni, skapancyh w radosci i milosci... :-).

 

Na prozacu sie nie placze...
Autor: magicsunny
Tagi: bad  
28 grudnia 2009, 09:57

Wigilia... Byla.

Pierwszy dzien swiat - byl.

Drugi dzien swiat... Przyjechal Artur.

Bylo. Dobrze bylo. Inaczej. Milo. Spokojnie. Tak... nie pusto.  Wczoraj odwiozlam go na stacje.

Pusto.

Dzieci maja cholerny instynkt, wiecie?

Pierwszy raz od prawie 3 tygodni, gdy usiadalam po prostu na tej samej kanapie, co Artur - "Mamo, a gdzie jest tato?". Pracuje w innym miescie... Koniec pytan.

Wola mnie do gory - " mamo, a pan Artur gdzie jest?" Na dole. " Mamo, a mozesz go zapytac, czy zostanie naszym tata"? ...............................................

...............................................................................................

...............................................................................................

Zszedl na dol. Probowalam zmienic temat. Sam zapytal...

Artur nie uciekl. Wytlumaczyl, ze tata juz jest. Ze jest gdzie indziej, ze pracuje, ze na pewno kocha...

.................................................................................................

.................................................................................................

Serce mnie strasznie zabolalo wtedy. Gdy Misiek zapytal.... Robie mu krzywde?

Chyba nie powinnam sie z nikim spotykac...

G. ma w dupie. Napisalam smsa - dzieci tesknia, Michal pyta, on najbardziej, zrobisz cos z tym?

Zero odpowiedzi. Serce mi peka....

 

Siadlam... Zeszlo ze mnie wszystko. Lacznie z powietrzem. Nie ma we mnie juz nic. Chodze z glowa w dol. Nie chce mi sie z nikim rozmawiac. Boli mnie serce. Ale to ponoc tak ma byc... Jestem obojetna na wszystko.

Dobrze, ze sa dzieci...

 

Na Prozacu sie nie placze, wiecie?

 

 

...
Autor: magicsunny
Tagi: uhm  
24 grudnia 2009, 00:27

No więc zaczęłam dzisiaj brać. Znowu. Antydepresanty się znaczy. Bo już się wystraszyłam tego, co się ze mną dzieje... Wolę to, niż obudzić się któregoś dnia i nie móc wstać z łóżka... Jak kiedyś. Prozac biorę. Ponoć nie uzależnia, ma mniej skutków ubocznych niż reszta i rzeczywiście działa. Okaże się za 2 tyygodnie. Bo dopiero wtedy zacznie... Ale to pierwsze takie prochy, po których łeb mi nie pęka. Wieć na razie jest dobrze...

 

Jutro Wigilia...

 

A ja tu już jestem 7 lat....

 

Życzę wszystkim zdrowych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia.... Oby były spędzone w gronie rodzinnym.

...
Autor: magicsunny
Tagi: blood  
20 grudnia 2009, 09:57

Chcialabym uslyszec " przepraszam, wybacz mi, kocham Cie, nie powinienem, zmienie sie... juz nigdy wiecej...". Zamiast tego uslyszalam " nienawidze Cie...".

Nie po to, zeby wrocic. Bo juz nie ma powrotow po tym wszystkim.

Chcialabym, by moc myslec, ze te trzy lata nie poszly na marne. Ze ich nie stracilam. W sensie milosci... Milosci, ktorej tak strasznie potrzebuje...

bo co...
Autor: magicsunny
Tagi: bad  
17 grudnia 2009, 10:48

Grzeska nie ma juz tydzien.

Michal nie zapytal ani razu. Wciaz czekam na to pytanie.

Igor zapytal raz - gdy zeszlam z nim na dol dwa dni temu rano, popatrzyl na kanape w living roomie i zapytal - "gdzie dadi"?

Ja nadal czekam. Nie wiem czemu. Moze, zeby sie upewnic, ze decyzja byla sluszna. Jedna. Ze to nie moje wymysly, ze on z dziecmi nie ma zadnego kontaktu. Nic.

Bylam wczoraj w Job Centre ( odpowiednik polskiego urzedu pracy ). Zlozylam miesiac temu o zasilek dla poszukujacych pracy z niskim dochodem. Od miesiaca sie wlecze. Bo nie pracowalam, bo nie mam Home Office ( pozwolenie na prace ), bo .... mase innych rzeczy.

Zlozylam wiec o inny. Ktory niby ma mi sie nalezec , bo pracy szukam. Tez nie. Bo - znowu to samo co powyzej.

Kombinuja. Zeby tak mnie nie zostawic. Zeby jakos pomoc. Ale wedle prawa nie maja jak. A potrzebny jakikolwiek zasilek stamtad, zeby dostac dofinansowanie do domu. ponad 90 % tego co place bym dostala. Uzaleznione jedno od drugiego.

Wymyslili wiec wczoraj, ze skoro ja tu przyjechalam ponad dwa lata temu ( 2 lata i 2 m-ce ), a przyjechalam z mezem i dziecmi, tylko on pracowal i bylam na jego utrzymaniu, wiec nalezy mi sie z jego skladek w obecnej sytuacji. Kazali przyniesc - uwaga - jego paszport, jego Home Office i jego rozliczenie roczne. Nie odbieral jak wyszlam stamatd i dzwonilam. Tak jak myslalam. Odebral wieczorem. Uslyszalam, ze nie ma tu dokumentow, sa juz u brata pod Manchesterem. I slowa "ewentualnie jak nie zapomne, przywioze w poniedzialek, jesli oczywiscie jeszcze bede tu wracal". Gnoj. Nie dociera, ze to nie mi na zlosc robi. Ze to dzieciom. Bo to im nie bede miala co dac jesc jak tego nie zalatwie. Pozniej jeszcze powiedzial, ze absolutnie do reki mi nie da, zrobi ksero. Gdzie mi kurna ksero przyjma?! Dobrze wie, ze nigdzie... A pojsc ze mna, nie pojdzie "bo pracuje i nie ma czasu".

Czego wiecej moglam sie spodziewac?

Dlatego juz nie mam sily. Koncza sie pieniadze, ktore jakos tam odlozylam z wczesniejszych zasilkow. W zasadzie juz sie skonczyly. Jade na debecie. I nijak nie jestem w stanie wymyslic nic wiecej. Wykorzystalam juz wszystkie mozliwosci...

Musze sie ubezpieczyc na zycie. Tak w razie wu....

 

P.S. Ja mysli samobojczych nie miewam, choc pewnie moglo to tak zabrzmiec... Dzieci sa calym moim swiatem i chocbym miala isc krasc....

 

 

...
Autor: magicsunny
Tagi: bad  
16 grudnia 2009, 19:32

NIE MAM JUŻ SIŁY !!!!!!!!!

!!!!!!!!!!!!!!!!

!!!!!!!!!!!!!!!!

!!!!!!!!!!!!!!!!

!!!!!!!!!!!!!!!!

!!!!!!!!!!!!!!!!

!!!!!!!!!!

...
Autor: magicsunny
Tagi: blood  
11 grudnia 2009, 18:23

30 minut pozniej zadzwonil do mnie na video rozmowie. Pokazal mi petle z czegos na szyji i kazal liczyc do trzech. Zaczal sam - 1, 2.... rozlaczylam sie. Nie chcialam wiedziec co bedzie dalej...

Bylam juz w pidzamie. Ubralam sie wiec, bo pomyslalam... pomyslalam, ze trzeba bedzie pojechac na policje... W razie co.

Kolejne 20 minut i slychac klucz w zamku. Wrocil. Bez slowa wszedl na gore do lazienki i zaczal napuszczac wode do wanny. Na usta cisnelo mi sie, "czy czasem sie galaz nie zlamala?"... ale sie powstrzymalam, zeby nie rozjuszyc...

Woda leciala, a on zszedl na dol. Dziwne bylo to, ze tego czlowieka ciezko namowic na kapiel, a tu drugi raz w ciagu 3 godzin... Wzial cos z kuchni. Mijalismy sie na schodach i wydawalo mi sie, ze ma noz... Zeszlam na dol. Wzial go. Ten najwiekszy. Plus ostrzalke do nozy. Zostalam na dole. Dzieci spaly. Woda ucichla, slychac bylo tylko ostrzenie noza z zawzieciem, tak zebym slyszala dobrze na dole...

Nie mogal pojsc na gore. Nie moglam prosci zeby wyszedl. Zeby przestal. Wiedzialam co sie kroi. To co ostatnim razem - 14 tego lutego.

Tym razem wzielam telefon i zadzwonilam na policje. Opisalam sytuacje od poczatku, od momentu naszej rozmowy, jego wyjscia, video rozmowy i tego co bylo dalej. Policja przyjechala natychmiast. Bardzo cicho zapukali do drzwi i po cichu weszli na gore. Dopiero pod lazienka zaczeli walic w drzwi i kazali mu wyjsc z rekami przed soba... Nie chcial. Przedluzal, zwlekal... Oklamal ich. Pytali czy ma tam noz. Powiedzial 3 razy, ze nie. Gdy w koncu otworzyl, byl tylko w koszulce i bokserkach. Zakuli go w kajdanki i sprowadzili na dol do przedpokoju. Zaczal szukac spodni, a w tym czasie jeden z policjantow zniosl noz z lazienki. Za kare, ze klamal z nozem, nie pozwolili mu zalozyc spodni i tak polgolego prowadzili do radiowozu, mimo jego obiekcji pt" jest zima, mroz, zimno mi". Wypchneli go za drzwi. Potraktowali jak potencjalnego samobojce lub/i morderce. Bo Bog jeden wie, co moglby jeszcze zrobic, gdyby nie policja... Potem w lazience znalazlam zakrwawiony recznik i wanne. Czyli porobowal. Zaczal juz. Nie zdarzyl. Ze niby przypadkiem uratowalam mu zycie...

Do 3 rano policjant siedzial ze mna w domu i spisywal wszystko - poczawszy od sierpnia zeszlego roku, gdy pierwszy raz "poszedl sie zabic", a ja jak pamietacie szukalam go wtedy cala noc z moim bratem... Przez drugi raz - w Walentynki tego roku, gdy podcial sobie zyly przy mnie, dzieciah, mojej mamie i jej mezu.... Az po teraz.

Wszystko spisal... Podpisalam tez, ze sie boje o zycie i zdrowie swoje i dzieci, po to zeby zostawili go na noc na dolku. Zebym mogla choc te 4 godziny przespac bez strachu. Powiedzieli, ze zadwonia rano zanim go wypuszcza, zebym wiedziala, ze wraca... Sama rano zadzwonilam. Z pytaniem, czy wg prawa, moge go spakowac i wyprosic z domu gdy wroci. Okazalo sie, ze nie moge. Bo umowa na dom jest na nas oboje.... Zaczelam tlumaczyc policjantce, ze nie bede spala w nocy, dopoki on tu zostanie, bo ja nie wiem, czy ktorej nocy on nie poderznie gardla mi, potem dzieciom, a pozniej sobie... Bo to psychol jest... Powiedziala, ze uzyja "argumentow"m zeby sie chcial sam wyprowadzic, ale jak na razie on nie chce.

 Powiedziala, ze wroci za okolo 30 minut. To byla w sumie najgorsza godzina... Bo tyle wracal. Zadzwonil dzwonek. Byl w asyscie policjanta, ktory powiedzial, ze nie chce klotni. Powiedzialam, ze ok, ja nie krzycze juz od dawna... ze postaram sie porozmawiac. Pan powiedzial, ze nie ma po co. Grzesiek przyszedl tylko zabrac swoje rzeczy ( ktore ja wczesniej juz przygotowalam do wlozenia do toreb, bo mialam nadzieje... ) i ze wyjezdza do brata pod Manchester... Spakowal sie. Uslyszalam tez kolejny raz - wiedzialam - ze to byla moja wina. I ze "punkt dla Ciebie". W sensie, ze dopielam swego. Tyle, ze ja z nim nie gram w zadna gre. Boje sie o zycie dzieci i swoje... A on to traktuje jak gre... Bedzie sie mscil, wiem o tym. Ja nie mam zamiaru... Policjant pomogl mu nosic torby do auta. Grzesiek ze sztucznymi lzami w oczach - zeby zrobic wrazenie na gliniarzu ( znam go dobrze, wiem kiedy gra... ), zegnal sie z Igorem, a maly mu tylko na to "pa pa". Tyle. Pojechal. Policjant tez, dopiero jak on odjechal. 15 minut pozniej pukanie do drzwi - otwieram. "Podaj mi moje kapcie".... Nosz kurwa.... Dalam. Pojechal... Juz nie wrocil. I nie wroci....

 

Jestem strzepem nerwow. Nie mam sily juz na nic. Musze isc do lekarza, po jakies tabletki. Czuje, ze sie lamie, ze pekam... Ze nie daje juz rady.... Juz nie umiem sie nawet sztucznie usmiechac....

 

Minie czas... minie.... odpoczne, powoli zaczne zapominac.... zostanie bol gleboko gdzies. Bol jak cholera. Ale odpoczne nareszcie...

Teraz tylko zalatwic kase na dom na pierwszego stycznia. Nie chca dac dofinansowania, bo tu nie pracowalam minimum 12 m-cy i nie pracuje obecnie... Mam nadzieje, ze jakos sie ulozy. W przyszly czwartek bede miec pierwsza odpowiedz odnosnie innych zasilkow.... Moze jak je dostane, bedzie na czynsz....

Jestem znow sama.... z dwojka malych dzieci.

Nie placze.... Juz nie mam czym. Policjant powiedzial mi wczoraj, ze jestm dziwna - nie wyje, nie ciskam sie, nie chce sie mscic, ni krzycze...

Bo juz nie mam na to sily Panie policjancie... Bo on mi zabral wszystko.... Na szczescie wszystko - procz dzieci....

no i poszedl...
Autor: magicsunny
Tagi: blood  
10 grudnia 2009, 23:12

Po kolejnej wymianie zdan - nie klotni podkreslam, tylko wymianie zdan - na temat alimentow na Igora, huknal miska z jedzeniem i poszedl sie powiesic. Poprosilam, zeby nie w domu, nie chce problemow...

Kolejny raz szantaz psychiczny. To nie jest normalny czlowiek... Jesli wroci, to chyba na leczenie sie nie zdobedzie.

Czyli ze co? Ze znow bede miala kogos na sumieniu?

Czy sie boje?

Owszem.

Dlaczego?

Bo to debil jest i nawet jak sobie zycie odbierze, to zrobi to tak, zeby wygladalo jak zwykle na moja wine...

Ciekawe czy wzial ze soba cos potwierdzajacego adres. Jak mi ktos zadzwoni do drzwi w nocy i dzieci pobudzi, to sie wsciekne...

Czemu tak o tym mowie?

Bo sie bronie...

 

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

***
Autor: magicsunny
Tagi: bad  
08 grudnia 2009, 18:37

Uslyszalam wczoraj, ze jestem kochliwa i mam slomiany zapal.

To nie tak. Po pierwsze, ocenia mnie osoba, ktora prawie mnie nie zna, nie jest tutaj na codzien i nie potrafi ocenic wszsytkiego, co sie dzieje. Bo nie widzi.

Nie jestem kochliwa. Gdybym byla... mialabym co chwile facetow. Zdradzalabym meza. A nie robilam tego. Nawet jak bylo zle.

 

A gdy kocham  - kocham cala soba...

 

Bardzo potrzebuje ciepla. Potrzebuje byc doceniona i czuc sie wartosciowa, kochana... Nie jestem. Wiec mi brak. Jak diabli brak. Nie chwytam sie jednak kazdej okazji, by to zyskac. Czekam. Ostatnio dostaje chwile usmiechu i spokoju. Jest ktos, kto cieplo o mnie mysli. I tyle. To mi daje jakis posmak spokoju i chwile zapomnienia. Zadnych decyzji, zadnych zobowiazan, zadnych "powaznych" rozmow. Nie mam zamiaru. I nie wiem kiedy bede miala. Czy wogole. Jest mi dobrze, tak jak jest na razie. I nie chce wybiegac w przyszlosc. Przyszlosc przyniesie rozwiazanie sama. Zobaczymy jakie.

 

Bylam w Londynie z G. zrobic nowy paszport dla Igora, bo mi sie zdjecia malego czepiaja. Mam do odebrania 23 grudnia. Pojade. Znow. Bo bylam tam tez w niedziele. Wstalam rano, mialam jechac na zakupy do miasta, no i pojechalam... pociagiem do Londynu ;-).

Spedzilam tam caly dzien, wrocilam wieczorem. G. nie mial wyjscia - zajmowal sie dziecmi. I nie byl swiadom o ktorej wroce, nie wiedzial. Bo ja sama nie wiedzialam ... Odpoczelam. Odstresowalam sie troche. Polazilam po sklepach, parkach, kawiarniach... I jak to powiedzial moj "towarzysz" podrozy po Londynie " jak wrocisz do domu po calym dniu bez dzieci, to pozwolisz im sobie nawet na glowe wejsc, taka bedziesz wypoczeta". I tak bylo... ;-)

 

G. definitywnie wyprowadza sie 24 grudnia... ;-)