Archiwum lipiec 2008


Dwa swiaty...
Autor: magicsunny
Tagi: dwa  
24 lipca 2008, 14:41

Akt pierwszy - strona ciemna - rzeczywistosc...

 

 

Po raz nie wiem ktory, az wstyd, zeby upominac sie o to u wlasnego meza....

 

"ostrzegam Cie poraz kolejny i w zasadzie ostatni... "

 

"o co Ci znowu chodzi?"

 

"nie jestem tylko matka,sprzataczka i kucharka, jestem tez kobieta, potrzebuje zainteresowania!"

 

"no i?"

 

"no i uwazaj... bo mozesz sie niedlugo obudzic z reka w nocniku..."

 

skwitowane cisza i glupim usmiechem pod nosem...

 

 

 

 

Akt drugi - tam gdzie swieci slonce - sama juz nie wiem czy rzeczywistosc...

 

"... nie boje sie odpowiedzialnosci, niczego sie nie boje, ale jesli znow nie dam kobiecie, na ktorej mi zalezy, tego czego oczekuje..."

 

" tzn ze jest kobieta na ktorej Ci zalezy? "

 

"tak... to Ty..."

 

"..."

 

"zdziwiona? wredna cholera jestes, wiesz? zawsze musisz miec wszystko czego chcesz?"

 

"zawsze...zawsze osiagam cel... gdybym byla mila, nie lubilbys... a Ty lubisz taka cholere..."

 

"lubie... :)"

 

 

zaswiecilo slonce... tylko po co? realnie nie ma na to zadnych szans...

 

 

Dlugo sie zbieralam do tej notki. A i tak nie potrafie napisac tego co tak naprawde bym chciala napisac... On jest jak cholerny dr Jekyl i mr Hyde... Raz tryska az emocjami i zaskakuje mnie swoja inteligencja, innym razem doprowadza do furii swoim milczenie lub unikaniem odpowiedzi. Nie raz jest tak, ze po prostu ze soba walczymy... Bardzo czesto tak jest... Tylko ze to wcale mi nie przeszkadza. Najczesciej jednak On walczy sam ze soba...

Jest jeszcze cos - tzw empatia... Zawsze wiem kiedy jest smutny, kiedy nad czyms dlugo mysli, zastanawia sie... kiedy nie chce odpowiedziec na pytanie, a kiedy po prostu nie moze. Wiem kiedy ma jakies zmartwienie, dolek... I wiem, kiedy po prostu potrzebuje jednego slowa i niczego wiecej, albo zwyklego przytulenia, ktorego i tak miec nie moze... Jakim cudem, mimo pewnej odleglosci?

 

Nie wiem, czy ktokolwiek z Was cos z tego zrozumial... Byc moze nie...

 

give blood.
Autor: magicsunny
Tagi: blood  
08 lipca 2008, 22:42

Bez jaj, nawet jak wchodze napisac notke, to mi reklama wyskakuje ;>, lekkie przegiecie juz ;>.

Bylam wczoraj oddac krew. Pierwszy raz w UK. W PL oddawalam 8 lat z przerwami na ciaze. Troszke mnie rozczarowalo tutejsze podejscie anglikow do tego typu rzeczy. Tzn maja malo osob, ktore sie zglaszaja, a nie robia nic, zeby to jakos naglosnic, czy chocby czyms przyciagnac. To nie chodzi o to, zeby cos dawac ( choc w PL daja zawsze 6 czekolad, cukierki i batonika co ma na celu "dodanie energii organizmowi" + zwracaja bilety za dojazd do punktu krwiodawstwa ), tylko, zeby czyms przyciagnac, skoro - brzydko nazywajac - popyt jest ogromny, a podaz niewielka... A tu tylko "thank you, bay". Roznica jest tez dosc spora w ml - w PL oddawalam 250-450 ml, tutaj sciagaja 570 i to bez pytania, sama musialam sie dopytac co, jak i ile. To duzo dla kobiety, ktora i tak w ciagu m-ca krew traci naturalnie ;]. W zwiazku z tym, czulam sie dzisiaj jak po ugryzieniu wampira ( co nigdy wczesniej mi sie nie zdarzalo ), lecialam w najmniej odpowiednich momentach ( np na placu zabaw ), kolowrotek w glowie, bol glowy itd. Koszmarne oslabienie, cisnienie 104/48 ( zwykle miewam niskie, ale nie az tak )... Az sie kurcze zaczynam zastanawiac, czy nastepnym razem tez bedzie tak kiepsko. Przez te wszystkie lata w PL oddajac krew, nigdy sie tak zle nie czulam... Jedyne pocieszenie tylko w tym, ze zrobilam cokolwiek, dla kogokolwiek... moze. I znajac mnie, za cztery m-ce juz nie bede pamietac swojego dzisiejszego samopoczucia i pojde. I bede znow chodzic regularnie, jak w PL. Bo moze na cos komus sie to przyda... Moze choc jednej osobie dzieki temu, bedzie mozna uratowac zycie :). A czekolade, sama sobie kupie :P. Dobranoc... Bo lece na pysk.

P.S. Czy ktos z Was zna osobe, ktora w komentarzach podpisuje sie jako "carter"? Nie moge znalesc takiego bloga. A mam z nim do zalatwienia jedna sprawe, a nie chce znow "zasmiecac" komus notek... ;>

bzzz
Autor: magicsunny
Tagi: bzzz  
02 lipca 2008, 22:28

Mucha mi gdzies lata, obija sie o szybe... Nie wypuszcze jej, niech zdechnie jak durna ;/. Dzieci spia. Kolejny dzien minal, a przeciez dopiero co sie zaczal, dopiero bylo rano... Czas ucieka przez palce, nieublagany jest. Od dni dwoch samopoczucie swinskie, nie do okreslenia w kategoriach codziennych. Niby nikt mi nic, niby ja tez jakos bez winy. Jednak to tak samo sie jakos... Hmmm, nawet w slowa mi sie tego ubrac nie chce. Moj pobyt w PL minal sama nawet nie wiem kiedy. Wrocilam i tak naprawde chyba nawet nie odczulam, ze gdzies wyjezdzalam. Odpoczac nie mialam kiedy - caly czas urzedy, banki, inne instytucje, do domu sciagalam na 20-21 i zanim zdarzylam pomyslec, juz byla noc... Zdarzylam jednak w tym wszystkim zaliczyc fryzjera ( juz nie jestem zolta, ani ruda ;] ), skoczyc na solarium, na co tu nie mam czasu i pobyc chwile na roczku coreczki mojego przyrodniego brata. Milo bylo. Choc meczaco...  Co noc wstawalam, chodzilam po domu, nie moglam spac... Dzieci slyszalam caly czas ;/. W drodze powrotnej, na lotnisku w PL kobieta przeprowadzala ankiete, podchodzi i pyta - pani do pracy, w odwiedziny do rodziny, czy na urlop? Mojej odpowiedzi nie bylo w jej ankiecie... Wracam do domu - odpowiedzialam... pierwszy raz nazwalam Anglie domem... Bo dom jest tam, gdzie dzieci... i gdzie przyslowiowy chleb. I juz nie ma mojego "domu" w Polsce... I zle mi z tym. Cholernie zle. Ale coz poradze... ;/.

 

Apropo's - nie chce mi sie juz flirtowac, nie widze sensu. Facetom zwykle chodzi o jedno. "Prawdziwy" flirt - oni nawet teraz nie znaja tego pojecia... Chociaz... jest taki jeden. Szlak by go trafil "flirt". Za sprytny jest, za inteligentny. Az sie go czasami boje. Jednak jego smsy poprawiaja nastroj. I tyle. Gdy rozmowa wchodzi na tematy "seksistowskie", ucinam ja momentalnie. Sama nie wiem czemu. Nie pozwalam sobie nawet myslec... Nie potrzebuje? Nie wiem... Cholerny, diabelski Tomasz.

 

A to fotki, dzieciom nie odpuszcze ;]. Na ostatniej z przyrodnim rodzenstwem - od mojego s.p. taty - brakuje tylko najmlodszej, bo na kolonii i jeszcze jednego brata - bo sie "wylamal", ale to inna bajka, a mi sie juz nie chce pisac ;].  

 

 

 

 

 

 

 

 

A to ten... no... chmury na wysokosci 4000 stop :P

 

 

 

Na razie mam jedno, moja komorka robione, mam dostac reszte... mam nadzieje ;]. Bo ja w zyciu z nimi zdjec nie mialam, to pierwsze jest :).

 

I kuniec .

 P.S. Przepraszam, ale chwilowy brak czasu na latanie po blogach, Igora dopadla taka alergia, ze trzeci dzien 38,4 i wycie, bo meczy, wezly chlonne powiekszone, wiec do tego gardlo boli. Pani dr nie chce sluchac i utrzymuje swoja wersje z zapaleniem gardla. A on ani kaszlu, zadnego zaczerwienienia nawet w buzi. Coz, lekarze... I stala spiewka w UK - dawac paracetamol, samo przejdzie ;]. S..... Ehhh, nie warto sie wsciekac.

 

P.S.2   G. poradzil sobie rewelacyjnie z dziecmi. Po trzech piwach w niedziele wieczorem uslyszalam nawet, ze on potrafi, tylko po co ma sie wychylac wtedy gdy ja jestem? Nie zdarzyl ugrysc sie w jezyk osiol jeden. Misiek oczywiscie - w co nie watpilam - kupe robi juz w lazience, nie w pieluche. Probuje mnie jeszcze przerabiac - mama, kupe chce, w pieluche - ale sie juz nie daje, G. by mnie zabil, ze jego trzy dni "szkolenia" poszly na marne. Teraz juz wiem, ze spokojnie moge z nim zostawic dzieci 27 lipca... Tez nie bedzie mnie 3 dni, wylatuje w niedziele, mijam sie z babcia na lotnisku i wracam we wtorek w nocy autem... z moim kochanym piesem :).

 

 

P.S.3     Dupa schudla. Wrocila do poziomu sprzed ciazy z Igorem. No, prawie. Teraz jest 65 kilo. Jeszcze z 5 i bede zadowolona :). Oczywiscie efekty daje miesiac na mojej ulubionej czystej L-Karnitynie. Kryptoreklama ;). Ale to prawda, nic innego tak na mnie nie dziala jak to. Tylko, ze... nie wiem ile bym musiala jeszcze schudnac, jak wygladac i co na siebie wlozyc ( czy tez nic ), na G. nie robi to juz zadego wrazenia... On mnie po prostu juz nie widzi. Nie widzi juz we mnie kobiety... Przegralam? ;/