16 kwietnia 2004, 11:28
Odkąd zaczęłam rozmawiać z panem P. zaczęłam zastanawiać się zanim coś napiszę, czy powiem. Nie to, żebym wcześniej tego nie robiła, ale teraz zamiast trzech razy, myślę razy dziesięć nim wypowiem się na jakikolwiek temat. Dziwne. Nie robię tego specjalnie. Nawet próbowałam przestać, ale mi nie wychodzi. Wogóle pan P. ma na mnie jakiś dziwny wpływ. Błędy ortograficzne - nigdy mi się nie zdarzały - teraz zaczynają być na porządku dziennym. Nie w moim stylu jest również staranie się zaimponować innym. Nagle zaczęło mi zależeć na tym, żeby pokazać się z jak najlepszej strony. A przecież nigdy nie gram ( od reguły zawsze są jednak wyjątki, kiedy trzeba, to trzeba :p ), lubię naturalność. Zaczynam odkrywać w sobie cechy, które dotąd chowały się gdzieś na dnie mojego "ja". Ciekawa jestem, czy on tylko na mnie tak działa. Zwykle mam wiele do powiedzenia na każdy prawie temat, nie mówię tylko o tym, na czym się nie znam ( ale wtedy szukam informacji i staram się dowiedzieć jak najwięcej ). Od pewnego czasu brzydko mówiąc "zatyka" mnie, coś blokuje. Nawet jeśli chciałabym cokolwiek powiedzieć, "coś" trzyma moje struny głosowe od wewnątrz i szepta "zamknij się, bo się zbłaźnisz". A przecież uwielbiam dyskusje ! Cholernie głupie uczucie ! Mam też ostatnimi czasy zbyt wiele przemyśleń na temat pana P. Konkretniej mówiąc, zastanawiam się co by było gdyby... Rozkojarzona jakaś jezdem... :p Ech, życie. Nawet sklecić nic porządnie nie potrafię... Miłego dnia.
I nie jestem pacyfikantką w stosunku do facetów ( do capów też nie :p ) !!!