Archiwum 05 listopada 2006


Bez tytułu
Autor: magicsunny
05 listopada 2006, 23:19

Nie lubię tak bez tytułu. Ale dziś... dziś jestem myślami gdzie indziej. Nie mam czasu na tytuł, na morały. Boisz się G. ? Ja też się boję. Ale będzie dobrze. Bo musi być :). Bo oboje tego chcemy :).

Czy znów kogoś zraniłam? Być może. Ale każdy rani. Nie będę przepraszać, bo kiedyś i tak mi za to podziękujesz R.

Ja zołza jestem, wredna potrafię być jak szlak. Jak ktoś mnie zniesie, samego diabła będzie potrafił wykiwać. Różki czy mam? A mam, takie przypiłowane... Teraz, o zgrozo, wyrastają mi skrzydełka :P.

Jeszcze 4 dni... :D   J'aime mon cheri ;).

Coś się skończyło
Autor: magicsunny
05 listopada 2006, 01:15

Coś, co próbowałam zakończyć od dawna już. I mi już dawno się to udało. Panu R. jednak nie... A ponieważ od pewnego czasu byłam już mocno zdesperowana i przemęczona sytuacją, czekałam na ten dzisiejszy telefon... Zadzwonił. Byłam miła - jak zawsze. Bo czemu niby miałabym nie być. Ja po rozstaniu nie umiem nienawidzieć. A na pewno nie kogoś, kto nie zrobił mi krzywdy. Wolę pozostawać w przyjaznych stosunkach. Już dawno nauczyłam się, że nie pali się za sobą żadnych mostów... Bo to nie prowadzi do niczego dobrego. Czasem ( a nawet częściej niż czasem ) bywałam na niego wściekła. Ale to nie powód do nienawiści. Dziś jednak, pomimo mojego starania się bycia miłą, ciśnienie podskoczyło mi na maksa. Nie dałam już rady. Wygarnęłam wreszcie wszystko co mi leżało na sercu. No i się zaczęło... Dawno tak nie krzyczałam. A co najdziwniejsze, pan R. też nigdy tak nie krzyczał. Może takich rzeczy nie załatwia się przez telefon, ale dziś nie było już innego wyjścia. Został tam, po drugiej stronie, lekko zaszokowany, że potrafię być taka zimna, oschła i wredna. Zdziwiony, że już nie zmienię zdania. Że już nie chcę zmienić zdania... Trudno. Coś się kończy, coś się zaczyna, takie życie. Stanęło na tym, że NARESZCIE będę miała z głowy wszystkie opłaty, kredyty i kij wie co jeszcze. NARESZCIE !!! Skończą się pretensje o to, że za dużo kasy na to idzie ( jakbym to ja była bankiem i ustalała kwoty rat ! ), że tak mało kupione do mieszkania... Pal licho to mieszkanie, ja mam gdzie mieszkać. Pójdzie pod młotek, spłaci się kredyty, reszta zostanie dla pana R. i małego. Szkoda tylko, bo wiele nerwów, a co najważniejsze serca w nie włożyłam...  A wogóle jak to możliwe, że mały tak szybko rośnie? Ciuchy? Znowu? Przecież dostał dopiero ode mnie 2 pary spodni, cztery koszulki i kurtkę! Buty? Niedawno miał 3 pary ! Paranoja... Bardziej skąpstwo, czy brak inteligencji?? He?? I dobrze. Mały "dostaje" pieniądze z UK, tatuś R. dorzuci, a resztą niech zajmuje się mamusia pana R. Bo ja mam już dosyć...

Tylko mam wyrzuty sumienia w związku z małym... Bo teraz, biorąc pod uwagę chęć tatusia do odwiedzania go, nie wiem, kiedy go zobaczy. Ja nie mam zamiaru niczego utrudniać. Bo nie byłoby to fair w stosunku do małego. Ale gorzej będzie z tatusiem...

Zawroty głowy mijają.. Powoli ale mijają. Wpadłam dziś w taki trans (dzięki lepszemu samopoczuciu) że wysprzątałam całe mieszkanie :P. I nie mogłam skończyć he he.

Nie bój się kochanie... Wszystko jest w porządku :). Nigdy nie było lepiej :). Jeszcze tylko 5 dni (niecałe pięć :) )... Czekam na to, jak na zbawienie... :D