22 stycznia 2007, 02:56
Nie moge usnac, wiec siadam znow, wlaczam kompa i pisze. Znow wrocily do mnie pewne wspomnienia sprzed ponad 15 lat... Cos, o czym mowilam juz tysiace razy... Swojemu panu psychopseudocostam, sobie samej, obcym ludziom... Nigdy nikomu z bliskich. Czasem tak jest. Czasem to wraca. I tak juz pewnie bedzie. Tylko ze wtedy, zeby nie zwariowac, musze o tym mowic. Zeby znow nie obarczac tym siebie. Nie winic...
Rok 1991 , wakacje
Mialam wtedy 11 lat. Dokladnie 11 i pol. Mialam znajomych, kolezanki, wychowywalam sie w dzielnicy w jakiej sie wychowywalam i tyle. Wiekszosc facetow. Zawsze bylam najwyzsza, szczupla, dlugie blond wlosy, wielkie niebieskie oczy i duuuuuuuuzy biust. Z tego powodu jako nastolatka mialam straszne kompleksy. X poznalam na basenie, gdzie zawsze wszyscy jezdzili. Mial 16 lat, byl wysoki, dobrze zbudowany, ciemna karnacja, cwiczyl kickboxing. Szalaly za nim wszystkie dziewczyny. Ale zwrocil uwage na mnie. Wtedy mnie to cieszylo... Wracalismy razem z basenu. Zaproponowal mi posluchanie u siebie w domu nowej kasety ( cd wtedy bylo rzadkoscia ) SNAPu. Uwielbialam szczegolnie jedna piosenke - hit tamtego lata - Rhytm is dancer. Niczego nie podejrzewalam. Byl zbyt mily, zbyt usmiechniety, taki... taki slodki. Poszlam. Wlaczyl kasete, zrobil mi herbate, sluchalismy, pokazywal mi swoje zdjecia..... Gdy zaczela leciec moja ulubiona piosenka, zaczal sie do mnie dobierac. Spanikowalam. Zamknal na zamek drzwi swojego pokoju, po czym uslyszalam jak ktos przekreca klucz w zamku drzwi wyjsciowych. To jego mama wychodzila... Zaczal mnie rozbierac. Krzyczalam, prosilam... Nic nie slyszal... Wiecie jaki wzrok ma zwierze na polowaniu? Taki nic nie widzacy, oprocz swej ofiary... On mial wlasnie takie oczy. Zamglone. Oczy zdobywcy. Blagalam zeby przestal, plakalam, krzyczalam ze boli, ze.... W tle caly czas lecialo Rhytm is dancer. Potem wylaczyl kasete. Zalegla cisza. Otworzyl zamek w drzwiach. Kazal mi sie ubrac i isc do domu. Poslusznie jak marionetka wykonywalam wszystkie jego polecenia... Nie pamietam jak dotarlam do domu. Spalam wtedy chyba cala dobe. Wszystko mnie bolalo. Wszystko mnie brzydzilo... Po dwoch dniach uswiadomilam sobie co sie stalo. Po prostu mnie zgwalcil... Tak po prostu. Chcialam o tym komus powiedziec, ale... on mial opinie nieskazitelnego, uczynnego chlopca, ktory nosi zakupy starszym paniom pod drzwi, zawsze mowi dzien dobry i do widzenia, kiedys byl misitrantem.... Kto by mi uwierzyl? 11letniej gowniarze, "ktora pewnie go sprowokowala" ? Nikomu nic nie powiedzialam. Balam sie. Wzielam wine na siebie. Zamknelam sie w domu. Rok czasu. Rok koszmaru. Udawania ze zyje. Ze jem. Ze oddycham. Po roku zaczelam powoli wychodzic. Wygladalam juz wtedy jak wampir. Znow pojechalam na basen. Na ten sam. Chyba chcialam sie zmierzyc ze swoich koszmarem. Przekonac sie o tym, ze to byl tylko straszny sen. Nie bylo go. Raz, drugi, piaty... Bylam spokojniejsza. Ale wystarczyl wzrok jakiegokolwiek chlopaka, a wystawialam pazury i warczalam... Poznalam R. Byl taki... taki inny. Skads znalam jego twarz, nie moglam sobie przypomniec skad. O nic nie pytal. Cierpliwie czekal az minie czas, po ktorym sama przytule sie do niego. I tyle. Niczego wiecej nie chcial. Byl dwa lata starszy ode mnie. Nigdy nie powiedzialam mu co sie stalo. Za ktoryms razem zaprosil mnie do siebie. Mial siostre, ktora miala byc w mieszkaniu. Poszlam. Naiwnie? Ze wchodze do tego samego bloku i na to samo pietro gdzie mieszkal X. zorientowalam sie gdy bylo juz za pozno. Weszlismy do tego samego mieszkania. Myslalam ze to jakies nieporozumienie. Ale nie. Zapytalam gdzie jestesmy. R. odpowiedzial, ze tu mieszka jego ciocia i kuzyn, do ktorego czesto przyjezdza razem z siostra. Stad jego twarz !!! Mial podobne rysy do X. !!! W mieszkaniu nie bylo nikogo. Usiedlismy i rozmawialismy. W tym samym pokoju... Nogi mialam jak z waty. Rece mokre od potu. Chcialam wyjsc jak najszybciej. R. poszedl przyniesc cos do picia. Otworzyly sie drzwi... Wszedl X. Jednym ruchem zamknal zamek w drzwiach pokoju, wypychajac jednoczesnie wracajacego wlasnie R. Zrobil znow to samo... W tym czasie gdy ja krzyczalam, R. probowal wywazyc drzwi. Walil w nie, kopal. Wszystko na nic. Potem X. otworzyl drzwi i z szyderczym usmiechem powiedzial do zaplakanego z wscieklosci i bezsilnosci R " wiedziales kogo mi przyprowadzic do domu" .... Ucieklam stamtad. R. dzwonil, pisal listy, przychodzil, przepraszal, blagal, mowil ze to nie jego wina, ze on... Nie wazne. Nie chcialam juz wtedy niczego od zycia. Niczego. Wiecej go nie widzialam. Znow minal rok. Wscieklosc zaczela we mnie rosnac. Na siebie sama, na facetow. Przestalam sie obwiniac. Zaczelam GRAC. Mialam kilku tygodniowo, tak jak playboy'e uganiajacy sie za dziewczynami. Gralam z nimi, traktowalam ich przedmiotowo, wykorzystywalam, po czym wysmiewalam. Pamietam jak skrzywdzilam w ten sposob kogos, kto mnie wtedy kochal... Nie darowalam sobie tego do dzis. Rozkochiwalam ich w sobie, a potem dostawali " w pysk". Tak bylo przez dlugi czas. W miedzyczasie poznalam T. ( mojego bylego meza, wtedy chlopaka ). Na poczatku bylo super. Potem... potem wracaly do mnie koszmary z przeszlosci i zaczynalam wszystko na nowo. Tak bylo...
Teraz jest inaczej. Od wielu, wielu lat jest inaczej. Spotykam na ulicy X. Niedawno wyszedl, niestety nie za grzechy wobec mnie placil. Patrze mu za kazdym razem prosto w oczy z usmiechem na ustach. Dawno sie tego nauczylam. Bo jestem silniejsza. Jestem silniejsza o te lata jego wolnosci, a ktorych byc nie powinno. Jestem silniejsza o spojrzenie mu prosto w oczy, z glowa uniesiona do gory, gdy wtedy on chcialby ominac moj wzrok ale cos kaze mu patrzec. Jestem silniejsza o slowa, ktore potokiem tyle razy wyplywaly ze mnie i ktore zabily ten bol i gniew. Jestem silniejsza o uczucia ktore wobec niego teraz zywie - o dziwo lubie go. Bo lubie siebie. Nie umiem juz nienawidzic. Za duzo juz. Nie umiem juz nie wybaczac. Za wiele juz. I musze umiec sobie z tym radzic na swoj sposob. Musze umiec nadal mowic o tym obcym, ale nie bliskim... uciekac, gdy to wraca... i umiec zyc. Bo tak juz zostanie. Do konca. To takie rany, ktore nawet sie nigdy nie zabliznia.
Nie chce wspolczucia. Bo to tylko moment mojego zycia, w ktorym znow sobie sama musze radzic z koszmarami z przeszlosci... A takich koszmarow jest jeszcze wiele. To tylko jeden z nich... A ja jestem silna. Jestem silniejsza.... Jestem silniejsza bo umiem wybaczac...