16 maja 2007, 15:14
Nienawidzę takich dni jak wczorajszy. Wszystko mnie drażni, wszyscy mnie wkurzają, co chwilę mam łzy w oczach. Bez konkretnego powodu. Wtedy jestem "nie podchodź, nie mów do mnie, nie dotykaj, nie patrz". Najdrobniejszy szczegół tak wyprowadza z rownowagi, że chce się wyć, a wszystko w środku drży. Jestem niespokojna i wściekam się, że nie mogę nic poradzić na te nastroje. Mam kilka rzeczy do zrobienia, lecz ze względu na brzuszek nie mogę się za nie wziąść. Wkurza mnie nie powieszona szafka w kuchni i nie przymocowany blat. Wkurza mnie zmęczenie po 15 minutach biegania za Michałem po placu zabaw. Denerwuje mnie to, że ludzie traktują mnie jak chorą, a ja chora nie jestem !!! Mam dosyć. Dosyć myślenia jak to będzie, czy dam radę, czy wszystko się ułoży. Na dokładkę powróciły te cholerne ataki duszności, walenia serca i braku tchu. W najmniej oczekiwanych momentach zaczynam tracić świadomość i lecę tam gdzie stoję. Bez przemęczania, bez wysiłku. Tak po prostu. One po prostu są. Nie mogę nawet pójść do mojego pana psychopseudocośtam, bo i tak w ciąży nie dostanę nic, co mogłoby to zneutralizować. Ostatnio trzy razy w ciągu dnia robię się to przeźroczysta, to czerwona jak burak i babcia o mało nie dostaje zawału ze strachu co się ze mną dzieje. Kurewska nerwica. Ostatnio chciała wzywać pogotowie, ale nie pozowliłam. Po co. I tak zawsze nim dojeżdżają, mi wszystko przechodzi. Tak już mam i tyle. Uhhhh... Trochę mi lżej...
Apropo's komentarza gk - nie wiem kim jesteś, ale Twój wywód na temat macierzyństwa i zakładania rodziny to jakaś kompletna bzdura. Nie pchnął mnie do tego ani żaden instynkt, ani też "oglądanie bobasków u cioci na imieninach", tylko najnormalniejsza na świecie chęć, by mieć rodzinę i kogoś, kogo można kochać i kto będzie mnie kochał bezwarunkowo całe życie. Kto da radość w życiu... Kto nada mu sens... Bo życie bez rodziny, bez dzieci... coż to za życie. A ciąża jako porażka zdrowotna? Cóż. Może i znosiłam i znoszę po raz drugi źle ciążę, ale nie traktuję tego jak porażki. O porażce zdrowotnej można mówić, nie mogąć zajść w ciążę i mieć dzieci. To że jestem w ciąży dowodzi, że jestem zdrowa ;). A sflaczałe później piersi i rozstępy? Coś za coś... Poza tym wszystko da się "naprawić" ;). Kłótnie o wychowanie dziecka itd? A co, jak nie ma dzieci to nie ma kłótni? Też są, powód zawsze się znajdzie. I bez "takich" powodów ludzie się kłócą i rozstają.