Archiwum 01 października 2007


Bog daje, Bog zabiera...?
Autor: magicsunny
Tagi: zycie   smierc  
01 października 2007, 00:25

Nie mialam netu, router padl. Teraz tez nie jest najciekawiej bo co chwile rozlacza, zlosliwosc rzeczy martwych.

Do szpitala trafilam jak pisalam w przedostatniej notce 24 wrzesnia. Za nim jednak zdecydowalam sie pojechac, zamiast pojsc sie przespac, zdobylam sie jeszcze na odkurzenie mieszkania, umycie podlog, i zrobienie prania. Tak zeby w razie czego wszystko jeszcze przyspieszyc. Skurcze byly juz dosc mocne gdy dojechalismy do jedynego szpitala we Wroclawiu, w ktorym byly miejsca - na drugim koncu miasta swoja droga.  Przyjeli mnie o 15.30, g. nie mogl uwierzyc ze jednak wszystko sie juz zaczelo. O 16.30 siedzial juz ze mna na sali porodowej i sluchalismy bicica serduszka malego na ktg. Skurcze byly juz wtedy co 9 minut, bolesne mocno ;]. Kolo 17tej lekarz stwierdzil ze jeszcze poczekamy, bo rozwarcie na 2 cm ( czyli zadne w zasadzie ) i wyslal mnie na sale. Przed 18.00 g. pojechal do domu, ktos musial odciazyc moja babcie od Miska. Poszlam na usg. Okazalo sie ze maly ma problem z nerkami, cofa mu sie mocz i po porodze bedzie musial byc pod kontrola nefrologa, dopoki nerki nie "dorosna" i nie zaczna same pracowac. Potem padlo jeszcze dziwne pytanie - czy dr.B. nie dal pani skierowania na cesarke? Nie, odpowiedzialam. A nie bral tego wogole pod uwage? powiedzialam nie... I na tym skonczyly sie pytania. Po usg sie zaczelo - przed 19ta skurcze co 3 minuty, co dwie, co jedna... Byly juz skurcze parte, a ja nadal chodzilam po korytarzu. Do dyzurki i kwicze ze boli jak szlak, ze brzuch jakos dziwnie boli, kluje itd. W jednej sekundzie wyladowalam na fotelu do badan, dr patrzy, patrzy i ... jasne, rozwarcia dalej zero, a ja juz wyje bo nawet przerw nie ma miedzy skurczami. I wtedy uslyszalam cos, od czego serce mi sie o malo nie zatrzymalo - prosze podpisac zgode na operacje, musimy ciac, dr P. zauwazyl na usg ze sciana macicy ma 2 mm grubosci i w kazdej chwili moze peknac, to zagrozenie dla zycia pani i dziecka, musimy szybko dzialac. Szlak! Nawet mi nie zdazyli zdjac kolczykow, obraczki i lancuszka. Przy znieczuleniu dokregowym skurcz, ja sie ruszylam, igla w kregoslupie, anastezjolog ryknal, ja tez ze stali nie jestem a skurcze bola ;]. Poprosilam polozna zeby mnie trzymala, bo znow sie rusze. Udalo sie. Zdazyli w ostatniej chwili jak mowil dr P. No i o 19.45 urodzil sie Igor :). W drugiej dobie mial robione usg nerek, zaczely same pracowac i wszystko jest juz w porzadku :). A g. przed 21.00 byl z powrotem w szpitalu, zeby zobaczyc synka, ktory wazyl 3400, mial 54 cm i dostal 10 punktow ... :).

 

Wczoraj dowiedzialam sie ze zmarl moj tato. Sepsa, zapalenie pluc i goraczka sie cofnely na dzien przed jego smiercia, mieli wypisywac go do domu ( a raczej do jakiegos osrodka w ktorym bylby pod stala opieka ze wzgledu na 90% paraliz ciala). Ale na nastepny dzien po tych dobrych wiadomosciach, stanelo mu serce... Tak po prostu... W piatek wychodzilam ze szpitala do domu z moim dopiero co narodzonym synkiem... I wtedy umieral moj tato... A ja nawet nie moglam wczesniej do niego wejsc, ani byc przy nim w chwili jego smierci...

 

Poza tym wszystkim... jestem szczesliwa. Kocham swojego meza, mam cudowne dzieciaczki, ladne i wlasne ( przede wszystkim ) mieszkanie, psa ktory szczeka kiedy nie trzeba... A gdy siedze rano na balkonie, pije kawe i patrze jak wstaje dzien, wpadam w jakis taki dziwny stan, ogarnia mnie blogostan... I takie chwile chce pamietac do konca zycia...