Archiwum 19 października 2007


zazdrosc
Autor: magicsunny
Tagi: zazdrosc  
19 października 2007, 14:14

Odkrylam, ze sie zmieniam. Nie wiem przez co, nie mam pojecia czym jest to spowodowane... Konkretnie? Chodzi o to, ze stalam sie idiotycznie zazdrosna. Nigdy taka nie bylam. I nie wynikalo to z tego ze nie czulam nic do facetow z ktorymi aktualnie bylam. Po prostu zawsze slepo ufalam. Nie miewalam jakichs glupich mysli, ze cos moze sie stac, ze moga mnie zdradzic, ze pod moja nieobecnosc robia cos, czego robic nie powinni. To sie zmienilo. Byc moze teraz wplyw na to miala sytuacja z "Malgorzata z Wawy"... Wczesniej, po jakiejkolwiek "akcji" nie dopuszczalam do pojednania. Po co mi facet, ktoremu nie moge ufac?. I dzialo sie tak, ze "jedna wpadka i idz w swoja strone", nie bylo przebacz. Teraz jest znow inaczej - wybaczam. Czyli kolejna zmiana. Bedac w szpitalu, przekonalam sie o tym, jakie to silne i obrzydliwe uczucie, zazdrosc. Mianowicie, g. chcial isc do pracy. Poniewaz nie bylo z kim zostawic Miska, poprosilismy moja przyjaciolke ( ktora ma meza i dwie corki ), zeby zostala na dwa dni z malym u nas w domu. Zgodzila sie. I bylo tak (ponoc)- przyjezdzala rano, robila kawke, pili, plotkowali, g. szedl do pracy, A. zabawiala dzieci ( przyjezdzala ze swoja 2 letnia corka), gotowala obiadek ( ten, ktory g. zwykle przygotowywal dzien wczesniej na wieczor ;] ), kladla dzieci, g. wracal z pracy, znow kawka, jadl obiadek ;] i odwozil ja do domu. Brzmi niezle, co? Tak, tak, wiem, powinnam byc wdzieczna swojej "przyjaciolce" ze nam pomagala. Tylko ze do tego sielnkowego obrazka warto dodac kilka rzeczy - mam 2,5 letnie dziecko w domu, juz dawno nauczylam sie ze obrus na stole nie wrozy niczego dobreo przy nim, wiec nie klade, po co. Ale A. stwierdzila ze tak jest lepiej, wiec przeszukala wszystkie szafki i znalazla obrusik, polozyla, a g. przyjezdzajac do mnie do szpitala, stwierdzil, ze "no co, ladnie wyglada". Ale jak ja kuzwa kladlam, to nawet sie slowem nie odzywal. Potem moja kochana przyjaciolka doszla do wniosku, ze lozko ktore mam w duzym pokoju, zle stoi. Tzn nie podoba sie jej tak jak stoi. No to mi je przestawila ;]. A co, bo tak  jest lepiej.

Juz dawno oduczylam Miska noszenia na rekach - wazy swoje, poza tym jest juz duzym chlopcem. Ale A. poniewaz nosi swoja core non stop ( ostatnio zastalam ja w domu odkurzajaca z mala na biodrze ;] - "nie chce zejsc a ja musze posprzatac" ;]  ), postanowila ponosci rowniez Miska, mimo ze prosilam ja zeby teo nie robila, bo potem bedzie za nami chodzil i caly czas chcial na rece. A jednak. A Miskowi w to graj... I karmienie. Maly umie jesc sam. Co wiecej, sprawia mu to przyjemnosc "ja siam" i koniec. Ale nie, ciocia A. karmila swoja corke, karmila i malgo, bo tak szybciej i wygodniej, nie nabrudza ( szkoda, ze nie pamieta, ze dzieci zwykle brudza, ale w domu jest woda, mop i scierka... ).

Kolejna rzecz- moja dyskusja z g. na temat mojego psa, ktory na czas mojeo pobytu z Igorem w szpitalu, byl u babci - wiedzial, ze pies bedzie z nami mieszkal i ze nie zmienie zdania. Ktoregos dnia przyjezdzajac do szpitala wyprobowal nowy arument - "A. tez sie ze mna zgadza, ze nie damy sobie rady z dwojka dzieci i psem". Kurrrrr.... A. stala sie autorytetem i co najgorsze, zaczela podwazac moj... I tu mnie strzelilo juz maksymalnie. Szkoda ze mu kuzwa jeszcze kanapeczek do pracy nie zaproponowala, ze zrobi !!! Jakos nie przypominam sobie, zebym kiedykolwiek podwazala jej zdanie przy jej mezu, albo grzebala w szafkach, tudziez przestawiala meble w jej domu wedle wlasnego uznania !!!

Na koniec, tak zeby mi dopieprzyc, g. zaczal dogryzac mi durnymi tekstami typu " siedzialem ostatnio u A. 3 godziny, milo sie nam rozmawialo", albo dzwonie do niego kiedy powinien byc jezcze w pracy i pytam co robi a on na to " jestem od 2 godzin w domu, pijemy z A. kawe, dzieci spia, a co?". Kurwicy dostawalam w tym szpitalu... A on sobie zartowal ze mnie w najlepsze... A ja po ciazy, gruba, z mocna niska ostatnio samoocena, czujaca sie zaniedbana i brzydka... Ryczalam w poduszke ;]. Mam nadzieje, ze zartowal. Nie ufam kobietom. Nawet swojej przyjaciolce. Bo sama jestem kobieta. I wiem jak to jest... ;].