Archiwum 24 października 2007


decyzja
Autor: magicsunny
Tagi: a  
24 października 2007, 23:21

Bylismy dzisiaj w mopsie zlozyc papiery na laskawe becikowe... I w urzedzie stanu cywilnego - zmienic Miskowi nazwisko... Teraz wszyscy mamy takie samo, nareszcie. Jakos tak lepiej mi z tym... A babcia Miska jakby sie o tym teraz dowiedziala... przeklelaby mnie ( chociaz kto wie, czy juz tego nie zrobila biorac pod uwage ostatnie wydarzenia w moim zyciu... choc nie wierze w zabobony... ).

 

I konczy sie moja przygoda z karmieniem piersia, z dnia na dzien mleka jest coraz mniej, maly sie nie najada, musze go dokarmiac... Kilka dni temu mialam jeszcze wyrzuty sumienia z tego powodu... Teraz juz mi przeszlo, w koncu swiat sie nie konczy, Misiek tez wychowany na sztucznym, bo pokarm mi zanikl po tabletkach ( komplikacje po pierwszej cesarce, mialam wybor - szpital, albo tabletki, wolalam prochy, bo nie musialam lezec 2 tygodni, bylam z Miskiem w domu... i sie skonczyl ). Szkoda mi, ale coz... natura jest zlosliwa, jak nie nawal, to koniec... powalcze jeszcze troche z tym co zostalo, ale i tak wiem, ze niedlugo... ) 

 

I najwazniejsze - decyzja, ktora dzisiaj podjelam, nie nalezala do tych najlatwiejszych. Ale... ja widze ze g. sie tu meczy jak cholera. Wscieka go ze nie moze zarobic tyle ile w UK. Ze sa problemy... Postanowilam mu to ulatwic... Powiedzialam mu dzisiaj, ze widze, ze jest zle, ze meczy go to i ze... moze wyjechac w kazdej chwili z powrotem. Zdecydowal ze pojedzie na koniec listopada.... My dojedziemy do niego styczen/luty...  On zasnal, a ja sie poryczalam... ;/. Znowu zostane sama... Tak, tak, wiem, nie na dlugo, ale wyc mi sie chce i tyle... I boje sie jak Misiek to bedzie przezywal, teraz nawet jak g. wychodzi do pracy, maly budzi sie rano pierwsze co mowi jak otwiera oczy to "tatus"... Szkoda mi go, wiem ze bedzie tesknil i plakal... Ja tez... Boje sie. Boje sie, ze... kuzwa, no bo nie ufam mu juz tak jak wczesniej. I boje sie ze zrobi tam cos glupiego... I ze to szczescie ktore mam teraz, skonczy sie, peknie jak mydlana banka... ;/. Po prostu nie jestem pewna, czy stac byloby mnie na to, zeby po raz kolejny cokolwiek wybaczac, a w konsekwencji zyc pozniej sama i nie umiec juz ponownie zaufac przez dlugie lata...

 

Aha, *am* - nie wiem kim jestes, ale... dziekuje Ci za ten komentarz, bardzo podniosl mnie na duchu, zwazywszy na ostatnie wydarzenia i moje samopoczucie. Bo codziennie staram sie udawac ze jest dobrze, usmiechac sie, zeby Misiek nie widzial mnie w takim nastroju, zeby g. nie mowil ze przesadzam... a ja czasem mam ochote wybuchnac, wyzalic sie i wyryczec... I uciec... Ale staram sie jakos zyc. I trzymac sie twardo. Bo w koncu dzielna i silna ze mnie dziewczynka... I tego bede sie trzymac ;].