Archiwum 11 listopada 2007


hmmmm
Autor: magicsunny
Tagi: hmmm  
11 listopada 2007, 19:11

Kilka rzeczy wydarzylo sie przez te dni. Po pierwsze, Misiek ( niechcacy ) zalal klawiature w laptopie... nie mam kolejnej literki ( tym razem "a" ;] ) wiec musze ja wklejac tak jak "g" i "2" ;]. Super ekstra sie tak pisze. W domu jest co prawda drugi komputer, ale stoi u Miska w pokoju i jak tylko przy nim usiade, maly laduje mi sie na kolana i chce "pisiu abc" :). Wiec z "wygody"( a raczej z braku konsekwencji wobec Miska ;] ), pisze i wklejam ;].

 

Po drugie - w czwartek dowiedzielismy sie ze w sobote ( czyli wczoraj ) ma zamiar odwiedzic nas jego mama. Tesciowa mam spoko, wiec nie bylo problemu. No w koncu chciala zobaczyc wreszcie wnuka :). Wpadlam wiec na pomysl ( i okazalo sie ze tym rozpetalam burze... ;/ ) zeby jadac, zabrala ze soba syna g. bo obaj strasznie za soba tesknia, a odkad g. wrocil w sierpniu do Polski, widzieli sie tylko raz. No bo najpierw moj porod, potem szpital i musial zostac w domu z Miskiem, mial co robic, potem kolejna choroba Igora itd. Ciagle cos, poza tym praca... Wiec zaproponowalam to w dobrej wierze. A on sie zgodzil, az mu sie humor poprawil... Musial wiec zadzwonic do swojej eks, zeby spytac czy pusci mlodego do nas. I chyba nie powinnam byla mu pozwolic na ten telefon tamtego wieczoru... wczesniej sobie wypil... ich rozmowa, a raczej awantura, trwala okolo 30 minut. Zaczelo sie o mlodego, ze g. chyba zapomnial ze ma syna, ze nie dzwoni, nie przyjezdza, tylko kase wysyla... itd. Skonczylo sie na 15 innych rzeczach, po prostu wyciaganie wszystkiego co tylko mozliwe, zeby go zeszmacic. No i sie jej udalo... nie napisze co g. zrobil po tej rozmowie, bo pewnie by nie chcial... w kazdym razie chwycilam za telefon i postanowilam do niej zadzwonic, bo cisnienie mialam maks... wiem, wiem, nie powinnam sie wtracac, ale... to jest moj maz i nie pozwole zeby ktos doprowadzal go do takiego stanu kimkolwiek bylaby ta osoba ! Nie bylam wredna, chamska, bezczelna, nie... g. wystraszyl sie mojej rozmowy z nia. Bal sie ze - jak uznal - wszystko zepsuje, ona nie zgodzi sie na wyjazd mlodego itd. Znaczy sie nie zaufal mi. A ja, grzeczna, mila i sympatyczna rozmowa ( podczas ktorej kilkukrotnie przyznalam jej racje, bo ja miala ;] ), "wyprostowalam sytuacje, zalagodzilam i nawet wynegocjowalam pobyt mlodego u nas do poniedzialku ;]. Pozegnalysmy sie "milo". A w sobote jak tesciowa z mlodym i tesciem wsiedli do autobusu, zadzwonila do mnie a nie do g. ( co go zatkalo ) zeby poinformowac ze juz jada i ze bedzie ok, ze mam sie nie martwic... ;] A ponoc z ta kobieta nie da sie dogadac ;]. Z kazdym mozna, tylko trzeba umiec ROZMAWIAC ;]. Poza tym ja ponoc moglabym zostac adwokatem samego diabla :P.

 

Mieli zostac do jutra rano, ale w zwiazku ze sniegiem i mozliwymi przymrozkami rano jak to sie roztopi... pojechali wlasnie. Tesciowie zauroczeni wnukiem... Mam nadzieje, ze obiad im tez smakowal :P. A g. przy okazji wymieni sobie opony na zimowe, wroci jutro po poludniu...

 

Smutno mi sie zrobilo jak pomyslalam ze zostane sama na noc... ale powinnam sie juz chyba przyzwyczajac :(. Przytulilam sie mocno i nie chcialam go puscic przez 15 minut chyba... Teraz jak juz pojechali, czuje zapach jego perfum na sobie... Strasznie kocham tego mojego wariata... :).