Net jest od kilku dni. Tylko brak czasu na to, zeby usiasc i cos napisac, bo nawet jak lobuzy zasna w ciagu dnia, to ja wole to wykorzystac i polozyc sie z nimi. O tylu rzeczach ja chcialam... i ucieklo jak juz usiadlam do kompa ;]. Przede wszystkim to chyba "aloha ohana" ( wina bajki "lilo i stitch" ktora walkuje Misiek non stop ostatnio ;] ), sie znaczy grzecznie przywitac sie chcialam :). Igor rosnie, nie ma co, ma juz 4,5 miesiaca, kurcze, dopiero co rodzilam :). Przebrnelismy ostatnio przez pierwsze zupki i deserki owocowe :). Aktualnie jestesmy na etapie ziemniaczkow z indykiem i marchewka, oraz bananow z jablkiem i sokow owocowych, tutaj jakos inaczej robia, wczesniej zaczynaja dzieciom dawac dania z wielu skladnikow. No to sie przyzwyczajamy. Byla co prawda biegunka, ale powolutku sie adaptujemy ;). No i zeby ida. Pluje sie niemozliwie, gryzie co popadnie, najczesciej jednak swoje piastki i nozki :). Dziasla opuchniete, wiec sie smarujemy mascmi, ale to nic... przebrniemy ;). Misiek ma swoj raj - otwieram codziennie drzwi od strony ogrodu, a on wariuje tam, gra w pilke, szaleje na swoim motorku policyjnym i goni koty, ktore jakos upodobaly sobie nasz dom i przylaza po kilka razy dziennie :). Dostal tez fiola na punkcie kaloszy - ale to chyba dlatego, ze wtedy moze skakac po kaluzach :). Tutaj pogoda jest jak w kalejdoskopie - w jednej chwili swieci piekne slonce i jest czyste niebo, a zaraz zaczyna lac, potem wietrzysko przewieje chmury, znow swieci piekne sloneczko, a wieczorem potrafi spasc grad. Wina odleglosci od oceanu :). Generalnie dzieci sie zaaklimatyzowaly bardzo dobrze. A ja? Hmm.... ja chyba tez... Martwie sie co tam u babci, jak sobie radzi z piesem, ktorego moge zabrac dopiero w lipcu... Znow musze poleciec do Polski, na dwa dni chyba, wiecej mi sie nie chce samej z dziecmi tam siedziec. Tylko skarbowke zalatwie i wracam. Potem kolejny wyjazd w maju podpisac akt notarialy i mam nadzieje ze trzeci okolo lipca po psa, a w tym samym czasie moze uda mi sie sprzedac mieszkanie i bede miala nareszcie swiety spokoj. Moze...
Domek jest ladny, w pelni umeblowany, nawet kuchnia cala wyposazona w talerze, szklanki, sztucce, pierdolki.... Orod nie za duzy, ale tez nie maly, troche betonu, troche trawnika, w lecie bedzie sliczny... Jedno tylko mnie niepokoi. Ze nie umiem sobie odpowiedziec na pytanie " gdzie jest moj <dom> " . Chyba sie troszke pogubilam w tym wszystkim... Jutro, jak znajde chwilke, to moze uda mi sie powrzucac kilka zdjec. Teraz sobie poskacze po swoich ulubionych blogach i zanim oczy padna mi calkowicie, pojde nareszcie spac :).
Stesknilam sie za blogami i za ludzmi tutaj :). Przyzwyczajenie to brzydka rzecz ;].