Tagi: brak
27 kwietnia 2008, 00:06
Wole napisac teraz, na swiezo, zeby jutro moc przeczytac i dowiedziec sie, czy to tylko emocje, czy rzeczywiste odczucia... Krotko bylo dobrze... Dzis od rana pogoda piekna, wspolne spedzanie czasu na ogrodku, zabawy z dziecmi. smiechy... Az mialam ochote napisac o tym natychmiast, jak mi dobrze, jak cudownie... az za... pomyslalam jednak - wieczorem, jak dzieci zasna, jak bedzie chwila spokoju... I teraz juz tamto jest nieaktualne... Bardzo odwrotne. O 18 polozylismy sie wszyscy, a raczej padlismy, my i dzieci. Na godzinke chociaz, bo przeciez Igor dluzej nie pospi o tej porze. O 18.30 Igor wstal. I kto do niego? No. Ja. G. spal i na moje prosby, ze glowa mi zaraz peknie, byl gluchy... Wiec wstalam, nakarmilam, przebralam, pobawilam sie, przyjechala moja mama ze swoim facetem... Fajnie bylo. Cos jednak wisialo. Slysze, na gorze Misiek drze sie niemilosiernie, obudzil sie ( spal z G. ) i az sie zanosi od placzu. Ale G. nie slychac. Lece. Misiek histeria. Pewnie przysnilo sie cos zlego. Biore go na dol, uspokajam, ale nic to nie daje. Igor tez zaczyna wyc, zmeczony juz. Ide do gory i prosze G. zeby zajal sie Igorem, poloze wtedy Miska. Mowi ok. Spi dalej. Powtarzam po raz drugi, trzeci, ze schodow czwarty... Mija 5 minut, nadal nie schodzi. Moja mama z Igorem na reku idzie do gory i prosi G. zeby go wzial, bo nie rozdwoje sie, a oni juz wychodza. G/ bierze Igora i zasypia dalej. Oni wychodza. Misiek chce do lozka ( w ktorym dalej spi G. a obok niego tym razem Igor sie drze ), wiec idziemy na gore. Prosze jeszcze spokojnie, zeby zabral malego i zszedl z nim na dol, bo chce polozyc Miska w jego pokoju. Robie zwrot aby wyjsc, w tym momencie G. wstaje, zostawia Igora na lozku, zaczyna sie ubierac, prawie rzucam Miska na lozko i lece z krzykiem, ze maly spadnie zaraz...!!!! Nie zdarzylam... Polecial na glowke, w dol z lozka wysokiego n 60-70 cm... Ryk niesamowity, w jednej sekundzie mam go na rekach, obmacuje, ogladam czy wszystko w porzadku... Boze, moje malenkie dziecko !!! Dre sie do G. przerazona, ze nie mysli co robi, przeciez on sie turla juz po calym domu, przewraca, pelza !!! G. mi rowniez ryczy " przeciez musialem sie ubrac, nic sie nie stalo".Na takie slowa nie umialam inaczej, wiem, nie powinnam. G. dostaje w leb ( bez przesady, az tyle sily to nie mam zeby mu krzywde zrobic ). Obracam sie z Igorem na rekach, w odwecie dostaje w plecy tak, ze brakuje mi tchu... Obracam sie zeby zrobic cokolwiek i kieruja sie w strone mojej twarzy obie piesci G. Zdarzylam sie odsunac, piesci sie zatrzymaly, ociuerajac sie jandk o Igora, ktory zanosi sie placzem ze strachu. Misiek krzyczy "nie bij mamy!!!! " i ucieka na dol, pada na lozko i w jednej sekundzie przestaje plakac, krzyczec... jest przerazony... Groze policja i kaze mu sie wyprowadzic. Powiedzialam kiedys - TWOJ PIERWSZY RAZ GDY MNIE UDZERZYSZ BEDZIE OSTATNIM. Wystraszyl sie, pakuje rzeczy, w tym czasie przyjezdza moja mama, probuje wyjasnic, ze zostawia mnie sama z dziecmi, ze wie ze ja nie moge isc do pracy, bo jak, z kim dzieci. Jak grochem o sciane, tylko slowa " nikt nie bedzie podnosil na mnie reki"... Wychodzi ze slowami "mam juz dosc Ciebie, rodziny, Anglii, wszystkiego mam dosc !!! Radz sobie sama !!! I nie ma go... Moglabzm wrocic do Polski. Lecz co mi to da... Tu przynajmniej panstwo jakos pomoze... Nikt nie bedzie mnie bil... NIKT!!! Na plecach mam pieknie odbita jego cala reke, ciekawe czy jutro bedzie fioletowa.... Tym razem to juz raczej naprawde koniec i nie ma czego ratowac... Prawda...
Pewnie pojechal do brata, 250 mil stad. Bo tu nie ma zadnych znajomych... I wiem nawet co tam zrobi + schleje sie, pojdzie z nim na balety i tam sie dopije do konca, po czym znajdzie sobie jakas panne na noc.... a wychodzac , juz byl po 5 piwach i wsiadl do auta...
Milej nocy...