Tagi: xxx
06 marca 2009, 02:45
Wstalam juz rano w jakims dziwnym nastroju ( pewnie dlatego ze G. wrocil w nocy i standarotwo zachowuje sie jakby sie nic nie stalo -stara sie ze mna rozmawiac, ale jest to monolog z jego strony... ).
W ciagu dnia bylo coraz gorzej, bolal mnie zoladek, co chwile latalam do lazienki z biegunka. Mialam jakies dziwne przeczucie. Zawsze tak mialam gdy moj brat - chocby nie wiadomo jak daleko ode mnie byl - robil cos glupiego, a pozniej wychodzila z tego afera.
Bo ponoc jak jestesmy z kims mocno zwiazani emocjonalnie, wiem gdy dzieje sie cos zlego. Pod wieczor juz usiedziec nie moglam. I wtedy moja mysl - BABCIA. Dzwonie. Nic. Dzwonie znow. Nic. Dzwonilam tak 2,5 godziny, az w Polsce zrobilo sie po 22.30. Babcia nie ma do kogo pojsc, nie ma znajomych, jest typem samotnika, nie lubi plotek. Syna ma, ale on ja olewa - najstarszy brat mojej mamy - kontaktuje sie z nia baaaaardzo rzadko. Wygrzebalam w necie nr sasiada, zadzwonilam i poprosilam, zeby poszedl na dol i zapukal, popatrzyl w okna czy sie swieci. Dzwonie chwile pozniej. W oknach ciemno, nikt nie otwiera, slychac za drzwiami tylko telefon jak dzwoni - czyli ze ja, bo sie dobijam juz 3 godzine.
Podziekowalam. W sekundzie telefon do wujka - tego wyrodnego syna - potem zgloszenie na policje, policja zrobila zgloszenie na straz pozarna i pojechali. Weszli oknem. Strazacy. Lufciki tam takie, ze mocniej pchnac... W domu ciemno, pusto. Babci brak. Sa tylko na stole gumowe rekawiczki, strzykawki i igly. Slady po pogotowiu. Za telefon i dzwonienie po szpitalach. Cale szczescie pierwszy podejrzany - najgorszy we Wroclawiu - i trafione. Babcia zadzwonila na pogotowie po 18.40. Powiedziala ze ma straszny bol w klatce piersiowej. Zabrali ja. Razem z torebka, dokumentami i KARTKA Z NUMERAMI TELEFONOW DO MNIE I MOJEJ MAMY, ktora zrobilysmy babci i kazalysmy jej wszedzie z tym chodzic. Ale przeciez nawet nikt nas nie powiadomil!!! Babcia jest na kardiologii. Stan stabilny. Ale wiadomo - osoba pod 80tke, w kazdej chwili moze sie cos stac. Jutro wszystkie badania. Mama leci w niedziele na tydzien. Wraca w nastepna. Drugi wujek leci w ta, w ktora mama wraca, ja lece z dziecmi jak on wroci za dwa tyg. Tak zeby caly czas ktos tam byl... A jakby co, wsiadam w pierwszy samolot i jestem !!! No i w tym czasie ustalamy - a raczej stawiamy babcie przed faktem dokonanym - ze leci tutaj i nie ma juz mowy o samotnym mieszkaniu. Bo do tej pory sie wykrecala. Teraz dosc juz tego. My tu umieramy ze strachu codziennie, a dzis to myslalam juz, ze mi tchu braknie...
Mam pojsc do egzorcysty? Bo od trzech lat spokoju nie mam...
Jestem zmeczona jak szlak... Brak mi sil juz na placz, stres opada powoli...
Jest 2.02, piatek 6 marca 2009 roku.
I wlasnie teraz leca zly. Z bezsilnosci... Pierdole takie zycie. Pierdole tego pecha...