Archiwum 16 lipca 2009


Czy zawsze nie moze byc pod gore...?
Autor: magicsunny
Tagi: aaa  
16 lipca 2009, 01:58

... Owszem, moze.

W sobote po poludniu Misiek huknal sie o drzwi od kuchni - okolice oka, skroni, ucha. 5 minut placzu i na tym sie skonczylo. Podmuchalam, pocalowalam, poszedl sie bawic. Przyjechala moja mama z przyszlym mezem, zabrali Igora do siebie, my z Miskiem i G. w auto i do restauracji chinskiej - maz obaid stawial. Po powrocie dzieciaki sie jeszcze bawily dobrze do po 22giej. Potem spac. Wszystko bylo ok. Rano Misiek wstaje z wyciem - patrze, cale oko jedno zapuchniete, nie widzi na nie. Mysle - kuzwa, od udzerzenia. Ale zeby z takim opoznieniem? Oklady z lodu, kombinacje. Kolo 13.00 zasnal ze mna - az dziwne, bo on nie sypia o tej porze. Wstalismy byla 16.00. Patrze, a on juz cala buzia zapucnieta, nic nie widzi na oboje oczu, nos jak bania, glos zmieniony. Juz wiedzialam... Udzerzenie z dnia poprzedniego wywolalo atak jego choroby - jak w opisie "uraz psychiczny lub fizyczny wywoluje atak ". W auto w sekundzie, do szpitala. Tam natychmiast podano mu leki, bo opouchlizna szla juz na krtan... I czekanie, obserwacja, czy schodzi, czy sie cos rusza... Nie chce mi sie o szczegolach... Zostalismy na noc. Opuchlizna miala zejsc po 4 godzinach od podania leku - nie zeszla. Dopiero dzis rano wygladal normalnie... Jestesmy w domu. Dostaje juz sterydy...Nie musze tlumaczyc co sie z tym wiaze dla malego dziecka...

Ja pierdole !!!

Nie powiem Wam co czulam jak sie obudzilam wtedy o 16tej i on wstal, bo ja wstalam. A co byloby gdybym spala dalej? Gdybym nie wstala i on tez? Udusilby sie we snie...

Nie umiem nawet nazwac swoich uczuc. Tego strachu... Od niedzieli znow prawie nie spie - staram sie odsypiac po 3-4 godziny dopiero pod wieczor, jak G. wraca z pracy i siedzie z dziecmi... Po nocach laze jak wampir, zagladm, obserwuje...

Jak ja mam normalnie zyc?

10 razy sie udzerzy i nic mu nie jest. Przyjdzie 11ty i sruuuu :-/.

Na karate chcialam go zapisac, zeby sie troche rozladowal, bo za duzo ma energii... Juz nic z tego - to wiem na pewno.

Beda mnie uczyc jak podawac lek dozylnie... W razie czego...

Moje dziecko moglo umrzec obok mnie, z reka na mojej szyji, a ja nawet nie moglabym nic zrobic...

Do kogo powinnam miec pretensje o jego chorobe?! Do jego niezyjacego ojca, czy do Boga?! Bo to przeciez Bog jakos steruje tym swiatem i pozwala na takie rzeczy !!!

W sumie... nie umiem zebrac porzadnie mysli i opisac nawet wszystkiego dokladnie... A chcialam tak to z siebie wylac... Nie umie. Pewnych rzeczy i strachu nie da sie ubrac w slowa. Mozna tylko krzyczec...