Archiwum 30 stycznia 2011


bez
Autor: magicsunny
Tagi: bez  
30 stycznia 2011, 10:45

Zaczyna mi brakowac cierpliwosci do samej siebie. Zagubilam sie... Znowu.

Dlaczego nie ma prostych rozwiazan?Dlaczego nie ma jednoznacznych odpowiedzi w zyciu?

Nie pisalam. Bo juz sama nie wiem co sie dzieje, dzialo...

Przez chwile bylo dobrze. Czulam sie dobrze. Myslalam... nie, mialam nadzieje, ze cos sie zmienilo. Nie mam zamiaru oszukiwac sama siebie. Chcialam, zeby cos sie zmienilo.

Bylo dobrze. Ale w pewnym momencie wrocilo do normy. Do tej normy sprzed jego wyprowadzki.

Dla mnie zaczelo wygladac to tak - bylo fajnie znowu na poczatku, spotkanie po ponad roku, cos tam odzylo. Staralam sie. Z reszta to byla moja inicjatywa. A pozniej... pozniej mozna bylo osiasc na laurach, bo niech ona dalej sie stara, ja sobie znowu bede jak dawniej... I tak bylo.

Znow przestalam byc w centrum jego zainteresowania. A ja potrzebuje. Tak strasznie potrzebuje... Nie jestem tylko mama, sprzataczka itd. Jestem kobieta. I nie mam na mysli teraz seksu. Po prostu chce czuc sie dla kogos wazna. Teraz znow poczulam, ze jednak nie jestem...

Zrezygnowalam wiec. Zeby znowu nie czekac kilku lat. Odpuscilam szybko. Porozmawialismy. Dla niego "ok". Dla mnie ulga. Zeby znowu w to za gleboko nie wsiaknac. Zeby znowu nie cierpiec. Nie wyszlo...

Przyjechal teraz na weekend do dzieci. W piatek wieczorem, jak zwykle. Mial zostac do dzisiaj wieczorem. Taka byla umowa. Bylam umowiona, wiec wyszlam po poludniu. Wrocilam wieczorem, a on juz stal spakowany, gotowy do drogi powrotnej... Nie chcial powiedziec dlaczego. Prawie sie rozplakal jak rozmawialismy. Ale nie chcial powiedziec o co chodzi. Byla chwila rozmowy, byly pytania, nie bylo odpowiedzi. Powiedzialam, ze nie moze tak byc, ze on nie chce tu wrocic i przypomina mi o tym na kazdym kroku. Ja nie chce/nie moge stad wyjechac. Michal to glowny powod. Lekarze, szpital, specjalista ( ciezko o niego gdziekolwiek ), zmiana otoczenia, szkoly, brak rodziny ( dziadkowie ), kolejne stresy. Boje sie go na to narazac. I G. o tym dobrze wie... I wie, ze ja sie stad wlasnie dlatego nie rusze.

Pech (???) chcial, ze kilka dni temu, juz jakis czas po ostatniej rozmowie z nim i ustaleniu, ze bedzie przyjezdzal do dzieci, poznalam Rafala.... Okazalo sie, ze jest moim sasiadem. Przychodzi, rozmawiamy ( dawno juz tyle czasu nie gadalam z facetem )... I G. wczoraj chyba cos przeczuwal, bo zapytal Miska, czy ktos tu przychodzi. Dziecko zgodnie z prawda odpowiedzialo, ze pan Rafal.

Zapytal wiec, czy ten pan calowal mame. A ze sie zdarzylo, Misiek odpowiedzial, ze tak, wczoraj.... No i stad cale pakowanie sie G o dzien wczesniej...Do konca jednak mi nie powiedzial o co mu chodzilo. Dopiero po jego wyjsciu, powiedzial mi Misiek, o czym z tata rozmawiali...

Nie czulam jakby zrobila cos zlego. Bo dlaczego? Przeciez cos ustalilismy?

Ale ten jego wzrok jak wychodzil... Jego oczy... Uslyszalam, ze ostatnio cos podsycilam... Szkoda, ze tylko ja.

Dzisiaj mam dol.... cholerny dol....

Nie wiem co robic.... Mam kolejny raz dac mu szanse? Czy sprobowac kolejny raz ukladac wszystko bez niego?

Dobrze mi z Rafalem... Wyciszam sie przy nim.

 

Pamietam te miny G, gdy nie mial juz argumentow, a chcial cos ugrac. Za dobrze pamietam.... Ale wczoraj byl jakis inny.... Jakby mu cholera naprawde zalezalo, bal sie przyznac, a ja zabralam mu kolejna szanse....

Cholera jasna !!! Jak bardzo musze byc wredna, zeby zabierac nadzieje....?!!! :(((((((

A dopiero co rozmawialam z Rebelka... I powiedzialam jej, ze nie wyszlo, ale jest ok. Nie boli juz...

 

Nie wiem co robic... Nie mam pojecia :((((((.