Archiwum 11 czerwca 2007


Czas sie pozegnac, bo nic juz z tego nie...
Autor: magicsunny
11 czerwca 2007, 23:59

Mialem na to nic nie odpowiadac bo sadze ze pod wplywem chwili i emocji mozna cos glupiego napisac,dlatego nic wczoraj nie pisalem,ale skoro tyle osob to czyta to wlasciwie czemu nie.Dla wyjasnienia(nim ktos mnie osadzi pochopnie) jakie mam podejscie do dzieci-kocham naprawde dzieci i traktuje je na rowni nie istotne jest to ze nie jestem ojcem,nigdy nie bylem,nie jestem i tez nie bede za tym aby bic dzieci!! jednak trzeba odroznic bicie od dania klapsa lub powiedzenia cos mocnym ale stanowczym glosem a nie krzykiem lub darciem.Nie daje nigdy nikomu rad jak maja wychowywac dzieci a juz na pewno nie Tobie,bo osobiscie uwazam ze wychowujesz syna bardzo dobrze-sadzilem ze to wiesz...jednak faktem jest ze powiedzialem,,wejdzie Ci na glowe``i nie widze w tym nic zlego bo taka jest prawda.Jednak nigdy nikomu bym nie powiedzial ze nie jest sie jego ojcem czy matka...:(nie myslalem ze kiedys cos takiego uslysze a juz szczegolnie od kogos kogo bardzo kocham, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak te slowa na mnie podzialaly-nie jestem obrazony czy nawet zly...jest mi po prostu cholernie przykro,pokazalas mi moje miejsce w rodzinie....Rozumiem tez ze jest Ci ciezko teraz samej beze mnie lecz to nie tlumaczy Twojej zlosci do mnie.Sadzilem ze wiesz ze mozesz na mnie polegac i ze masz oparcie we mnie?jednak jak widze i czytam to chyba nie-no bo jak mozna na kims polegac ja go nie ma...a uwierz ze mozna.
g 2007-06-11 20:18

 

 

W zwiazku z powyzszym ( komentarz do mojej poprzedniej notki ) stwierdzam, ze moje pisanie bloga jest bez sensu, bo nawet tu nie moge sie w zaden sposob wyzyc, a zabronic czytac czy komentowac komukolwiek, przeciez nie moge. Dla wyjasnienia ( a mialam nadzieje ze juz sobie to wyjasnilismy, ale coz ), nikt Cie tu nie ocenia, nikt nie zarzuca ze nie kochasz dzieci. Jednak czasem trzeba ugrysc sie w jezyk, bo mozna komus zrobic przykrosc. To, ze powiedzialam ze nie jestes jego ojcem - czyzbym minela sie z prawda? Nie jestes i to jest fakt, nic na to nie poradze. Jesli chcesz byc za niego uwazany, musisz uczestniczyc w jego wychowaniu, byc przy nim, byc za niego odpowiedzialnym, nauczyc sie go kochac itd... I za kilka lat mozesz powiedziec "jestem jego tata". Tu tez sie myle? Wiec nie byl to jakis tam zarzut, czy "pokazanie Ci Twojego miejsca w rodzinie" jak to okresliles, tylko proba uswiadomienia, ze jeszcze wiele czasu uplynie zanim oboje nauczymy sie siebie nawzajem, a ja zaakceptuje fakt, ze jest ktos, kto moze wyreczyc mnie w wielu rzeczach i ze nie wszystko musze robic sama. I to jest wlasnie to - taka zabawa w gluchy telefon. Ja cos powiem, napisze, a Ty odbierzesz inaczej niz gdybysmy rozmawiali normalnie i na odwrot. Tak bedzie, dopoki nie wrocisz... Na to tez nic nie poradze. Polegac mowisz. Dobrze, jutro trzeba pojsc z Miskiem na spacer, zalatwic kilka spraw na miescie, rano, w poludnie i wieczorem wyjsc z psem, pobawic sie z malym w ciagu dnia, nastawic pranie, posprzatac mieszkanie, zawiesc kilka rzeczy do nowego mieszkania... Jakos nie ma mnie kto w tym wyreczyc, chocby w jednej z tych rzeczy. Polega sie na kims, kto jest obok, moze w kazdej chwili przytulic, pocieszyc, pomoc. Na odleglosc raczej nie da sie tego zrobic, a slowa przez telefon " wszystko bedzie dobrze", nie wyjda za mnie na spacer z psem, czyz nie tak? ;] Wiec prosze, pomysl, zycie codzienne jest trudne gdy samemu trzeba sie borykac z takimi pierdolami. I moglabym tak pisac, pisac, pisac... Oparcie i poczucie bezpieczenstwa nie polega tylko na tym, ze wiemy, ze ktos gdzies tam jest. I nie na tym, zeby wyslac pieniadze. To wazne sprawy, ale to nie wszystko... Dosc prosto wyjasnilam? A Misiek... tak, wchodzi mi na glowe, a szczegolnie juz ostatnimi czasy. Bo juz brak mi sil, zeby krzyknac, gdy trzy razy powiem spokojnie a on nie poslucha. Poddaje sie wiec, bo moje nerwy teraz maja odpoczywac. Wylaczam sie i udaje ze nie slysze, nie widze... A Twoje stwierdzenie bylo po prostu nie na miejscu. Wchodzi mi na glowe? Ja nie mam juz sil do niego? To nie mow mi takich rzeczy, tylko poczekaj az wrocisz i zrob cos z tym zamiast po raz kolejny kazac mi krzyknac. A to co napisalam w emocjach wczoraj - nie bylo glupie, bylo tym co czulam !

Ten blog byl czescia mnie, miejscem gdzie moglam uciec, schowac sie, wyrzucic z siebie wszystko, wlasnie w emocjach. Bo kazdy potrzebuje takiego miejsca, takiej chwili. Byl. Czasem tesknie za normalnymi listami, brakiem komorek, smsow i maili. Wtedy swoje emocje przelewalam na papier i nikt nigdy nie mial do tego dostepu. I nie bylo nieporozumien, bo nim nadszedl moment spotkania, emocje opadaly i latwiej bylo wszystko wyjasniac. A ja mam juz dosc tlumaczenia sie z tego co pisze i dlaczego to pisze. Moglabym zalozyc inny blog, ale to sie nie uda. Mam na to kilka przykladow... Poza tym... ja jestem MagicSunny i tak juz zostanie... Znow pewnie wroce tu za kilka lat, jak kiedys. Coz... Przyjemnego pisania tym ktorych znam od lat i tym, ktorych poznalam dopiero niedawno...

 

Bo to tak jest...
Autor: magicsunny
11 czerwca 2007, 15:28

... jak jest sie daleko od siebie, a wszystkie problemy rozwiazywane sa przez smsy czy rozmowy telefoniczne... Nie trudno wtedy o zle zrozumienie i klotnie... Do tego ciaza, upaly i jak tak sie wszystko skumuluje, wychodza dziwne rzeczy. Tak. Jestem zacieta. Zawsze bylam, bo musialam. Moze za pare lat normalnego zwiazku, gdy wreszcie poczuje ze moge na kims polegac i mam w kims oparcie, to sie zmieni. I nie bede juz Zosia Samosia. Do tego momentu moje "ja sama" jest silniejsze ;]. I nic na to nie poradze... Przepraszam...