Oczy mam zapuchniete od placzu. Jak spojrzalam przed chwila w lustro, to az sie przerazilam...
Poszlo o byle co, jak zwykle... Ale potem wyciagnie spraw, bledow, klotni, tego co boli nadal, boli znow. I jak zwykle odwracanie kota ogonem, ze to wszystko moja wina, ze to ja prowokuje te klotnie, ze to przeze mnie... I przeprosin sie domagal... ostro. Za tamta sobote dzien przed chrzcinami Igora... I za to, ze powiedzialam ze rzygac mi sie chce jak pomysle, ze znow mam sie polozyc kolo niego w lozku. Tak bylo, powiedzialam. Bo moze ma mi byc przyjemnie gdy klade sie kolo faceta, ktory "jest zmeczony codziennie" i odwraca sie dupa, udajac ze spi, a potem slysze tylko chrapanie. Noge ewentualnie na mnie zarzuci. Ale doslownie zarzuci. Jak powiem zeby sie przytulil. I proszenie codziennie "przytul mnie, potrzebuje tego"... O zainteresowanie prosby, o spedzenie wspolnie czasu choc troche... Nie. Wiec skwitowane wreszcie, ze rzygac sie chce...
Wlasciwie to nie napisalam za co domagal sie przeprosin za ta sobote... Po klotni o to, ze stoje caly dzien przy garach, robie obiad dla 6ciu osob (byla jego mama, chrzesnica i syn plus nas troje, Igora nie licze, bo maly ), do tego przygotowuje rozne rzeczy na niedzielne chrzciny, a nikt nawet mi pomocy nie zaproponuje, nie zapyta, a moze cos trzeba, cokolwiek... Wzial dzieci gdy konczylam robic obiad miedzy jedna a druga salatka i pojechal do MacDonalda. Wkurwa dostalam. Poszlo m.in. o to. Ze nie pomyslal, ze nie docenia, ze w dupie ma. A ja zmeczona, dosc juz mialam, ale robilam, robilam, robilam... Itd. Generalnie po kilku piwach lyknal sobie dwa op. tabletek p/alergicznych, nacpal sie, pozegnal ostentacyjnie z matka, dziecmi i powiedzial "zegnajcie". Wyszedl. Ja zawal, jego matka i syn tez...
Godzina, dwie, trzy.,., matka wychodzila z siebie, jego syn plakal... Nie odbieral tel... na mojego ktoregos tam esa odpisal "ide dokonczyc to co wlasnie zaczynam". I tyle. W nocy wsiadlam z bratem w auto, wzielam jego zdjecie, zaczelam jezdzic po pubach, baletach, z nadzieja, ze go znajde. Wchodzilam, pokazywalam zdjecia i wychodzilam z placzem, bo nikt go nie widzial... Nie macie pojecia co przezywalam za kazdym razem... Gdy widzialam krecenie glowa i tylko "no, sorry". Wszystkie balety w miescie, wszystkie puby... Wylam, W pewnym momencie juz w glos wylam. I czulam sie jednoczesnie jak kretynka. Brat nie mogl mnie uspokoic, nigdzie nie bylo tego idioty. Zeszlismy kilka hoteli. Nic. Ludzie wspolczuli, ale nie wiedzieli... Postawilam na nogi o 2 nad ranem tych ktorych znalam i tych ktorych nie znalam... Po 3 postanowilismy wrocic. Siedzial przed domem... Zabilabym go wtedy gdybym mogla... Jak go zobaczylam, zaczelam plakac znowu, a potem podeszlam, mialam ochote przytulic, ze jest, ze nic mu sie nie stalo... I zaczelam go walic po plecach... Nie wytrzymalam. Potem byly 2 godziny rozmow, do rana... z pijanym, nacpanym, brudnym... nie chcial wejsc. Potem siedzialam pod lazienka jak durna, bo jak juz wszedl,to poszedl sie kapac. Balam sie ze tam... Przepraszalam go wtedy w nocy. Blagalam... Bo balam sie znow wyjdzie, ze nie wroci, ze cos zrobi... A w takim stanie...
Tak bylo. To sytuacja o ktorej nie moglam pisac. To co teraz, to i tak tylko skort straszny.
Ale dzisiaj gdy uslyszalam, ze mam go przepraszac za tamto, ze to byla moja wina ze tak zrobil... ze to przeze mnie wszyscy sie tak martwili o niego... To jakis kurewski szantaz emocjonalny jest !!! Ja juz nie daje rady dziewczyny !!!
Rzucilam mu obraczke... Wyrzucil do ogrodu, nie wiem, gdzies w kwiaty...
Napisal cale cztery strony tego, za co ja niby powinnam byc przeproszona - ze ja tego chce - a w czym on czuje sie niewinny.
Zostalam porownana do jego bylej zony - ze jestem gorsza od suki.
Ze "jak Monika kiedys zrobila...", "jak Monika kiedys powiedziala..."
Ze moze o kase mi chodzi... O jaka kurwa kase?! Czy ja kiedys od niego na siebie cos chcialam? Prosze o pieniadze? Pieniadze mam w dupie jesli o mnie chodzi. Dzieci... dla nich... nie dla siebie...
Ze chocby nie wiadomo jak zle bylo, on by mi nigdy obraczki nie rzucil, ze to koniec oznacza, ze nie mamy o czym rozmawiac juz...
Ze chocby nie wiadomo jak zle bylo... a co on kurwa zrobil? Raczej moje rzucenie obraczka to pikus !!!
Wszystko pisane tak, jak o obcej kobiecie,...
Szlak mnie trafil, rozpierdolilam co mialam pod reka - zastawiony stol...
Na koniec, gdy sie juz uspokoilo... zapytalam czy by mnie nie przytulil, ze tak bardzo tego potrzebuje - IDIOTKA !!!- wiecie co uslyszalam? Ze nie, dopoki go nie przeprosze za te dwie rzeczy...
I wiecie co zrobilam? Zeszmacilam sie - ukleklam przed nim pijanym, przepraszalam i blagalam o wybaczenie... Zeszmacilam sie...ponizylam jak nigdy jeszcze...
Boze, gdyby nie dzieci... gdyby nie dzieci... to tak boli, tak kurewsko boli, ze az chce sie cos z tym zrobic, ulzyc, stchorzyc...
Pojde sie kurwa leczyc... Ja sie musze leczyc, ja juz nie mam zdrowej psychiki...
Samotnosc i bezradnosc, nijak moznosc wytlumaczenia, sprostowania, pokazania na czym polega blad.
"bo nawet gdy cos powiem czy zrobie a okaze sie to bledem, nie wycofuje sie" - to jego slowa. Slowa idioty.
... samotnosc obok kogos moze kurewsko bolec... Bol niemalze fizyczny...
Psychika tez boli,uwierzcie. Na slowo. Nie na skorze wlasnej...
Moj najwiekszy problem - Grzesiek, ktorego kocham. Niepotrzebnie z reszta...
A teraz spi. Spity. Na podlodze w livig roomie...
Jest tego wiecej. Ale brak mi sil juz, zeby opisac. Brak mi sil do zycie...
Help...