Mucha mi gdzies lata, obija sie o szybe... Nie wypuszcze jej, niech zdechnie jak durna ;/. Dzieci spia. Kolejny dzien minal, a przeciez dopiero co sie zaczal, dopiero bylo rano... Czas ucieka przez palce, nieublagany jest. Od dni dwoch samopoczucie swinskie, nie do okreslenia w kategoriach codziennych. Niby nikt mi nic, niby ja tez jakos bez winy. Jednak to tak samo sie jakos... Hmmm, nawet w slowa mi sie tego ubrac nie chce. Moj pobyt w PL minal sama nawet nie wiem kiedy. Wrocilam i tak naprawde chyba nawet nie odczulam, ze gdzies wyjezdzalam. Odpoczac nie mialam kiedy - caly czas urzedy, banki, inne instytucje, do domu sciagalam na 20-21 i zanim zdarzylam pomyslec, juz byla noc... Zdarzylam jednak w tym wszystkim zaliczyc fryzjera ( juz nie jestem zolta, ani ruda ;] ), skoczyc na solarium, na co tu nie mam czasu i pobyc chwile na roczku coreczki mojego przyrodniego brata. Milo bylo. Choc meczaco... Co noc wstawalam, chodzilam po domu, nie moglam spac... Dzieci slyszalam caly czas ;/. W drodze powrotnej, na lotnisku w PL kobieta przeprowadzala ankiete, podchodzi i pyta - pani do pracy, w odwiedziny do rodziny, czy na urlop? Mojej odpowiedzi nie bylo w jej ankiecie... Wracam do domu - odpowiedzialam... pierwszy raz nazwalam Anglie domem... Bo dom jest tam, gdzie dzieci... i gdzie przyslowiowy chleb. I juz nie ma mojego "domu" w Polsce... I zle mi z tym. Cholernie zle. Ale coz poradze... ;/.
Apropo's - nie chce mi sie juz flirtowac, nie widze sensu. Facetom zwykle chodzi o jedno. "Prawdziwy" flirt - oni nawet teraz nie znaja tego pojecia... Chociaz... jest taki jeden. Szlak by go trafil "flirt". Za sprytny jest, za inteligentny. Az sie go czasami boje. Jednak jego smsy poprawiaja nastroj. I tyle. Gdy rozmowa wchodzi na tematy "seksistowskie", ucinam ja momentalnie. Sama nie wiem czemu. Nie pozwalam sobie nawet myslec... Nie potrzebuje? Nie wiem... Cholerny, diabelski Tomasz.
A to fotki, dzieciom nie odpuszcze ;]. Na ostatniej z przyrodnim rodzenstwem - od mojego s.p. taty - brakuje tylko najmlodszej, bo na kolonii i jeszcze jednego brata - bo sie "wylamal", ale to inna bajka, a mi sie juz nie chce pisac ;].
A to ten... no... chmury na wysokosci 4000 stop :P
Na razie mam jedno, moja komorka robione, mam dostac reszte... mam nadzieje ;]. Bo ja w zyciu z nimi zdjec nie mialam, to pierwsze jest :).
I kuniec .
P.S. Przepraszam, ale chwilowy brak czasu na latanie po blogach, Igora dopadla taka alergia, ze trzeci dzien 38,4 i wycie, bo meczy, wezly chlonne powiekszone, wiec do tego gardlo boli. Pani dr nie chce sluchac i utrzymuje swoja wersje z zapaleniem gardla. A on ani kaszlu, zadnego zaczerwienienia nawet w buzi. Coz, lekarze... I stala spiewka w UK - dawac paracetamol, samo przejdzie ;]. S..... Ehhh, nie warto sie wsciekac.
P.S.2 G. poradzil sobie rewelacyjnie z dziecmi. Po trzech piwach w niedziele wieczorem uslyszalam nawet, ze on potrafi, tylko po co ma sie wychylac wtedy gdy ja jestem? Nie zdarzyl ugrysc sie w jezyk osiol jeden. Misiek oczywiscie - w co nie watpilam - kupe robi juz w lazience, nie w pieluche. Probuje mnie jeszcze przerabiac - mama, kupe chce, w pieluche - ale sie juz nie daje, G. by mnie zabil, ze jego trzy dni "szkolenia" poszly na marne. Teraz juz wiem, ze spokojnie moge z nim zostawic dzieci 27 lipca... Tez nie bedzie mnie 3 dni, wylatuje w niedziele, mijam sie z babcia na lotnisku i wracam we wtorek w nocy autem... z moim kochanym piesem :).
P.S.3 Dupa schudla. Wrocila do poziomu sprzed ciazy z Igorem. No, prawie. Teraz jest 65 kilo. Jeszcze z 5 i bede zadowolona :). Oczywiscie efekty daje miesiac na mojej ulubionej czystej L-Karnitynie. Kryptoreklama ;). Ale to prawda, nic innego tak na mnie nie dziala jak to. Tylko, ze... nie wiem ile bym musiala jeszcze schudnac, jak wygladac i co na siebie wlozyc ( czy tez nic ), na G. nie robi to juz zadego wrazenia... On mnie po prostu juz nie widzi. Nie widzi juz we mnie kobiety... Przegralam? ;/