Tagi: goraczka
05 października 2007, 08:22
<script src='http://siepomaga.pl/f/stowarzyszenie-pomocy-szkole-malopolska/c/16/widget.js?size=200x60' type='text/javascript' charset='utf-8'></script>
kilka razy juz slyszalam to pytanie... oczywiscie jak kazda mama, ale w zwiazku z tym ze nie chcialabym zeby Misiek mial powody do zazdrosci, nie chodze po domu i nie rozczulam sie nad malym slowami typu " moje sloneczko, rybka, kotek" itd... staram sie chociaz momentami mam ochote o schrupac ;]. bo slodki jest, no co ;).
"Zanim zostałeś poczęty-pragnęliśmy Cie
Zanim sie urodziłeś-kochalismy Cię
Zanim minęła pierwsza godzina Twojego życia-byliśmy gotowi umrzeć za Ciebie"
Nie mialam netu, router padl. Teraz tez nie jest najciekawiej bo co chwile rozlacza, zlosliwosc rzeczy martwych.
Do szpitala trafilam jak pisalam w przedostatniej notce 24 wrzesnia. Za nim jednak zdecydowalam sie pojechac, zamiast pojsc sie przespac, zdobylam sie jeszcze na odkurzenie mieszkania, umycie podlog, i zrobienie prania. Tak zeby w razie czego wszystko jeszcze przyspieszyc. Skurcze byly juz dosc mocne gdy dojechalismy do jedynego szpitala we Wroclawiu, w ktorym byly miejsca - na drugim koncu miasta swoja droga. Przyjeli mnie o 15.30, g. nie mogl uwierzyc ze jednak wszystko sie juz zaczelo. O 16.30 siedzial juz ze mna na sali porodowej i sluchalismy bicica serduszka malego na ktg. Skurcze byly juz wtedy co 9 minut, bolesne mocno ;]. Kolo 17tej lekarz stwierdzil ze jeszcze poczekamy, bo rozwarcie na 2 cm ( czyli zadne w zasadzie ) i wyslal mnie na sale. Przed 18.00 g. pojechal do domu, ktos musial odciazyc moja babcie od Miska. Poszlam na usg. Okazalo sie ze maly ma problem z nerkami, cofa mu sie mocz i po porodze bedzie musial byc pod kontrola nefrologa, dopoki nerki nie "dorosna" i nie zaczna same pracowac. Potem padlo jeszcze dziwne pytanie - czy dr.B. nie dal pani skierowania na cesarke? Nie, odpowiedzialam. A nie bral tego wogole pod uwage? powiedzialam nie... I na tym skonczyly sie pytania. Po usg sie zaczelo - przed 19ta skurcze co 3 minuty, co dwie, co jedna... Byly juz skurcze parte, a ja nadal chodzilam po korytarzu. Do dyzurki i kwicze ze boli jak szlak, ze brzuch jakos dziwnie boli, kluje itd. W jednej sekundzie wyladowalam na fotelu do badan, dr patrzy, patrzy i ... jasne, rozwarcia dalej zero, a ja juz wyje bo nawet przerw nie ma miedzy skurczami. I wtedy uslyszalam cos, od czego serce mi sie o malo nie zatrzymalo - prosze podpisac zgode na operacje, musimy ciac, dr P. zauwazyl na usg ze sciana macicy ma 2 mm grubosci i w kazdej chwili moze peknac, to zagrozenie dla zycia pani i dziecka, musimy szybko dzialac. Szlak! Nawet mi nie zdazyli zdjac kolczykow, obraczki i lancuszka. Przy znieczuleniu dokregowym skurcz, ja sie ruszylam, igla w kregoslupie, anastezjolog ryknal, ja tez ze stali nie jestem a skurcze bola ;]. Poprosilam polozna zeby mnie trzymala, bo znow sie rusze. Udalo sie. Zdazyli w ostatniej chwili jak mowil dr P. No i o 19.45 urodzil sie Igor :). W drugiej dobie mial robione usg nerek, zaczely same pracowac i wszystko jest juz w porzadku :). A g. przed 21.00 byl z powrotem w szpitalu, zeby zobaczyc synka, ktory wazyl 3400, mial 54 cm i dostal 10 punktow ... :).
Wczoraj dowiedzialam sie ze zmarl moj tato. Sepsa, zapalenie pluc i goraczka sie cofnely na dzien przed jego smiercia, mieli wypisywac go do domu ( a raczej do jakiegos osrodka w ktorym bylby pod stala opieka ze wzgledu na 90% paraliz ciala). Ale na nastepny dzien po tych dobrych wiadomosciach, stanelo mu serce... Tak po prostu... W piatek wychodzilam ze szpitala do domu z moim dopiero co narodzonym synkiem... I wtedy umieral moj tato... A ja nawet nie moglam wczesniej do niego wejsc, ani byc przy nim w chwili jego smierci...
Poza tym wszystkim... jestem szczesliwa. Kocham swojego meza, mam cudowne dzieciaczki, ladne i wlasne ( przede wszystkim ) mieszkanie, psa ktory szczeka kiedy nie trzeba... A gdy siedze rano na balkonie, pije kawe i patrze jak wstaje dzien, wpadam w jakis taki dziwny stan, ogarnia mnie blogostan... I takie chwile chce pamietac do konca zycia...
Jestesmy juz w domku, dzisiaj g. przywiozl nas ze szpitala :). Czysciutko, posprzatane, wywietrzone, nagrzane... ;). Powinnam juz spac, poki Igor spi ( do nastepnego karmienia), ale dalam sie namowic g. na wklejenie kilku fotek malego. Dumny tatus ;]. Ale ma z czego byc dumny, a co ;). Jutro opisze co i jak, czemu cesarka i jak kiepsko sie zapowiadalo, a jak dobrze sie wszystko skonczylo :).
Pierwsza doba zycia Igora
Zaraz po szpitalu u prababci
Moje dwa skarby ( zdjecia z trzema ;] beda jak zaczne latac z aparatem jutro ;] )
Reszta jutro :).
Skurcze wczoraj od 16tej do 4 rano, potem standart - przeszly. Ale zanim przeszly byly juz dosc mocno bolesne... No to bedzie znow wywolywawanie, chyba ze w ciaGu najblizszych 4 dni zdarzy sie cud i maly bedzie sie pchal na swiat. Bo dzisiaj wlasnie termin minal. Dupa.
Od ostatniej afery w domu panuje cisza. Cisza w sensie - brak krzyku do maleGo. Az uszy odpoczywaja i serce jakos bolec przestaje na razie ;].
Ja wiem ze jest ciezko, ja wiem ze slodko nie jest, ze tu sie zyje inaczej, ze takie zycie potrafi doprowadzic do szalenstwa. Ale czlowiek potrafi dostosowac sie do kazdej sytuacji, tak jest stworzony i juz. Dzien wyglada tak: rano g. wstaje, wychodzi z psem, idzie do pracy ulice dalej ( bo tu mu najblizej i nawet dobrze placa), potem wstaje ja z Miskiem ( maly ze slowami 'tatus'), robie sniadanie, jemy, maly idze na bajke, ja sprzatam, gotuje obiad, jak zostaje mi czas do jego drzemki to albo sie bawimy, albo idziemy na dwor ( to raczej rzadko, w poblizu ciezko o jakis plac zabaw, przed domem tylko hustawka, bujak i piaskownica, znudzily sie mu juz, a gdzies dalej ja juz po prostu nie daje rady), potem drzemka Miska, w tym czasie wraca g. jest kolo 16-17, maly rzuca sie do drzwi z okrzykiem 'tatus' i wyciaga rece, pies kreci sie wokol nog g. domagajac sie glaskania, 'tatus' mowi ze nie da rady, bo idzie sie myc po pracy, glaska psa i znika w lazience. Ja grzeje obiad ( lub g. sam to robi ), wychodzi, je , maly jak mucha lata kolo niego probujac zwrocic na siebie uwage, co przynosi skutek w postaci - i tu sie zaczyna to co trwa do poznego wieczora - ' nie krzycz, nie biegaj, ciszej, nie skacz, nie gon psa, nie jezdzij tu autem, zostaw to, przestan, ciszej, idz do swojego pokoju, bo wyjme maske ( maly boi sie takiej maski na haloween), przestan plakac, zostaw ta lodowke, nie, nie ma juz jedzenia o tej porze, bo dam Ci w dupe, bo pojde po pana...' itd. I wszystko okraszone kilkunastoma wykrzyknikami oczywiscie, a ton glosu taki, ze pies kuli ogon pod siebie i ucieka myslac ze do niego tez te krzyki. A Misiek to nie pluszowa maskotka, ktora postawi sie na polce i bedze sobie cichutko stala. To zywe dziecko, ktore potrzebuje kontaktu tak ze mna jak i z 'tatusiem', ktory potrafi zalatwic wszystko tylko krzykiem albo straszeniem, a na kazde moje zwrocenie uwagi o to, jest gotowa odpowiedz, ze ' z nim nie da sie inaczej, nie slucha, wystarczy ze Ty do niego mowisz spokojnie a on i tak nie reaguje'. Taaaaaa.... bo najlepszym sposobem jest krzyk. Powtarzam wiec, ze chcialabym zobaczyc i uslyszec za rok, dwa, jak w ten sam sposob krzyczy i zachowuje sie wobec Igora... ;/. Ciekawe ze w UK jakos bylo inaczej, nie byl taki. Przed slubem tez tak sie nie zachowywal, lubil ( tak to przynajmniej wyladalo ) bawic sie z malym, wydurniac... Czasem mam wrazenie, ze za wczesnie w tym domu na faceta i tyle. Chyba bedzie lepiej jak wczesniej pojedzie do UK niz w styczniu, ja jakos dam sobie rade... Nie wiem czy to tylko zlosc przeze mnie teraz przemawia, ale... Michal nie ma 7 lat, tylko 2,5 i potrzebuje sie przytulic, powyglupiac, pobawic z mama lub tata.... Nie do konca umie sie zajac sam soba... I przykro mi patrzec na to, jak on o to prosi w swoj sposob, a g. .... po prostu go zbywa...
Po raz trzeci probuje wkleic ta notke. Zaraz dostane szalu. Moj maz ma na laptopie jakies dziwne skroty klawiaturowe i co chwile jak przycisne cos nie tak, zamyka mi strone albo czysci tekst ;]. Poza tym nie ma literki zaczynajacej jeo imie ;]. Nie chce mi sie co chwile wklejac ;].
Pozostalo 4 dni. I nic. Na 27 wrzesnia jestem zarejestrowana do swojeo pana dr po skierowanie do szpitala na wywolanie porodu. W zasadzie po tym wszystkim powinnam juz urodzic jakis czas temu. Widac mam za silne nerwy... Codzienne wstaje juz tak obolala ze szlak mnie trafia - brzuch boli jak skopany, biodra rypia strasznie, bo spac sie juz nie da nawet na bokach, wszystko uciska, naciska i dretwieje. Wypralam dywany w domu na kolanach, codziennie sprzatam, myje podloi, wydurniam sie z Miskiem i... dupa. A wolalabym tak wywolac porod niz oksytocyna, bo wtedy sa bole silniejsze i dluzej wszystko trwa po kroplowkach, pamietam po Misku. Poza tym pewien masaz na rozwarcie nie nalezy do najprzyjemniejszych ;]. Ma ktos jeszcze jakies pomysly, oczywiscie takie zeby malemu nie zaszkodzic? Olej rycynowy nie wchodzi w re, nie dam rady temu smacznemu czemus ;].
U ojczyma bez zmian - nadal w szpitalu, lecza odlezyny zeby mol siadac na wozek. Czucia nadal zero... Przestalismy sie ludzic jak na razie. Zalatwilam za to wiele. Bo pracowal na czarno wtedy. Tak zjechalam faceta u ktoreo robil, ze poszedl, zarejestrowal ojca wstecz, wiec ma teraz juz ubezpieczenie i dostanie przynajmniej odszkodowanie za wypadek przy pracy. Od inwestorow budowy wycianelam troche kasy na pampersy, masci itd. W NFZcie dzieki ubezp. udalo mi sie zalatwic zwrot kasy za gorset-300 zlotych nie lezy na ulicy. Mam nadzieje ze uda mi sie jeszcze zlozyc mu papiery do ZUSu na rente i w opiece o dodatki rehabilitacyjne. Potem przyjdzie juz tylko czkeac na decyzje i orzeczenie o niepelnosprawnosci. Mama opieprzyla mnie ze tak sie anazuje i ze nie powinnam ojca przyzwyczajac do teo ze jezdze do nieo codziennie i robie co w mojej mocy, bo co bedzie jak urodze? Ale ja nie umiem inaczej. Poki jeszcze moe - dzialam.
U mojeo taty tez bz. A ostatnio byl kryzys oranizm poddal sie na chwile. Uratowali. Po prostu leki ktore dostaje sa za silne, a oranizm juz mocno oslabiony. Dzisiaj bede rozmawiac z ordynatorka, zobaczymy co powie. W kazdym razem szanse na przezycie zamiast rosnac - maleja. Zaczynam sie jakos do teo przyotowywac, w pewnym sensie nawet przyzwyczajac...
Moj synek je sam sniadanie - platki z mlekiem :). Popija herbatka, bo tak lubi i wyciera buzie chusteczka. Jak tak na nieo patrze, jestem strasznie z nieo dumna :). I wtedy nie wazne ze nie chce jeszcze robic na nocnik ( bo sie uparl po prostu, umie, ale nie chce ), czekam cierpliwie az mu przyjdzie ochota na to. I nie wazne ze nie umiem o oduczyc od smoczka, nie mam po prostu sily i cierpliwosci na razie, sluchac placzu przez kilka dni. Moje kochanie obecalo ze zajmie sie tym jak bede w szpitalu, ciekawe ;]. Nauczylam tez maleo ubierac samemu koszulke, posprzatac po sobie jak zje, myc zabki i cala reszte... Tak mu sie podoba ta samodzielnosc ze sam dopomina sie o mycie zabkow rano i wieczorem itd... mam nadzieje ze juz ak zostanie :).
Na poczatek - skurcze przeszly nad ranem.
O tym co teraz napisze, nie potrafie jeszcze normalnie myslec, nie umiem teo przyjac do wiadomosci, nie potrafie uwierzyc, ze to co sie dzieje, nie jest jakims filmem, koszmarem. JA MAM JUZ DOSYC! JA CHCE... NIE WIEM CZEgO CHCE, NA PEWNO SWIETEgO SPOKOJU! Zadzwonil dzisiaj telefon - najstarszy syn mojego prawdziwego taty z drugiego malzenstwa, ma 23 lata, najstarsza bylam ja. I wiedzialam juz ze uslysze cos zlego, nie wiedzialam tylko ze cos takiego. Moj tato mial tydzien temu wypadek, spadl na budowie (!!!) z trzeciego pietra, ma polamany kregoslup, jest caly sparalizowany, oddycha za niego respirator. JAKIES KURWA DE JA VU?!!!!!! NAJPIERW OJCZYM, TERAZ ON... JA NIE CHCE !!! Chcialam od razu jechac do szpitala. Jest tam juz od tygodnia, nie dzwonili do mnie bo wiedzieli ze niedlugo rodze, czekali na poprawe. gowno. Zadzwonilam na intensywna terapie, akurat byla ordynatorka. Jak uslyszala ze jestem w ciazy nie chciala za bardzo mowic. Opowiedzialam jej jaka informacje dostalam dwa tyg. temu, rozgadala sie. Tato ma oprocz wszystkieo polamanego, ostre, bardzo infekcyjne zapalenie pluc, nie walczy, organizm nie broni sie, od tygodnia probuja i nic. Jest coraz gorzej. Mnie nie wpuszcza na oddzial absolutnie, bo to sie roznosi droga kropelkowa, nie beda ryzykowac ze zakaza mnie i dziecko. Jesli nie zmieni sie to w ciagu kilku najblizszych dni... MOJ TATO... TATO UMIERA. TO POWIEDZIANO MI WPROST... A JA NIE MOgE NAWET DO NIEgO WEJSC !!!!!!!! Strasznie boli mnie brzuch...