Najnowsze wpisy, strona 25


FUCK !!!
Autor: magicsunny
23 stycznia 2007, 23:53

Ballada gwizdana Scorpions, slone lzy, slodka zielona herbata z cytryna i mandarynki.... I dlugi.... Kupa zaleglych rachunkow... Rysiek zmarl od uduszenia. Tak brzmi raport koronera. Szczegolow przez telefon brak. Beda w karcie zgonu. Do tego mdlosci od dwoch dni - nie do zniesienia, zaczyna sie jak z Michalem w ciazy - rzygalam od 5 tygodnia do 9 miesiaca. Swietnie. Caly dzien z zacisnietym gardlem. I nie pomaga "jedz czesto a malo", ani sucharki, ani nic innego. Ani nawet Hydroxyzyna. Poza tym dobijam wszystkich swoim nastrojem i marudzeniem, placzem, bezsilnoscia i wsciekloscia. Jakby mi bylo malo. To nie. To ja jeszcze musze tym innych obarczac. Fuck !!! Fuck !!! Fuck !!! I boje sie wyjazdu na dluzej do UK. Boje sie tam porodu, calej ciazy, opieki medycznej innej niz nasza, USG tylko 2 razy w ciazy i oddania mojego synka do angielskiego przedszkola i zalatwiania tego wszystkiego tam, zycia tam i.... I wogole sie boje. To tak jakby mi malo bylo tego co powyzej. A co. Trzeba sobie podokladac. DUUUUUUUPAA !!!!!!!

Nie moge spac.
Autor: magicsunny
22 stycznia 2007, 02:56

Nie moge usnac, wiec siadam znow, wlaczam kompa i pisze. Znow wrocily do mnie pewne wspomnienia sprzed ponad 15 lat... Cos, o czym mowilam juz tysiace razy... Swojemu panu psychopseudocostam, sobie samej, obcym ludziom... Nigdy nikomu z bliskich. Czasem tak jest. Czasem to wraca. I tak juz pewnie bedzie. Tylko ze wtedy, zeby nie zwariowac, musze o tym mowic. Zeby znow nie obarczac tym siebie. Nie winic...

Rok 1991 , wakacje

Mialam wtedy 11 lat. Dokladnie 11 i pol. Mialam znajomych, kolezanki, wychowywalam sie w dzielnicy w jakiej sie wychowywalam i tyle. Wiekszosc facetow. Zawsze bylam najwyzsza, szczupla, dlugie blond wlosy, wielkie niebieskie oczy i duuuuuuuuzy biust. Z tego powodu jako nastolatka mialam straszne kompleksy. X poznalam na basenie, gdzie zawsze wszyscy jezdzili. Mial 16 lat, byl wysoki, dobrze zbudowany, ciemna karnacja, cwiczyl kickboxing. Szalaly za nim wszystkie dziewczyny. Ale zwrocil uwage na mnie. Wtedy mnie to cieszylo... Wracalismy razem z basenu. Zaproponowal mi posluchanie u siebie w domu nowej kasety ( cd wtedy bylo rzadkoscia ) SNAPu. Uwielbialam szczegolnie jedna piosenke -  hit tamtego lata - Rhytm is dancer. Niczego nie podejrzewalam. Byl zbyt mily, zbyt usmiechniety, taki... taki slodki. Poszlam. Wlaczyl kasete, zrobil mi herbate, sluchalismy, pokazywal mi swoje zdjecia..... Gdy zaczela leciec moja ulubiona piosenka, zaczal sie do mnie dobierac. Spanikowalam. Zamknal na zamek drzwi swojego pokoju, po czym uslyszalam jak ktos przekreca klucz w zamku drzwi wyjsciowych. To jego mama wychodzila... Zaczal mnie rozbierac. Krzyczalam, prosilam... Nic nie slyszal... Wiecie jaki wzrok ma zwierze na polowaniu? Taki nic nie widzacy, oprocz swej ofiary... On mial wlasnie takie oczy. Zamglone. Oczy zdobywcy. Blagalam zeby przestal, plakalam, krzyczalam ze boli, ze.... W tle caly czas lecialo Rhytm is dancer. Potem wylaczyl kasete. Zalegla cisza. Otworzyl zamek w drzwiach. Kazal mi sie ubrac i isc do domu. Poslusznie jak marionetka wykonywalam wszystkie jego polecenia... Nie pamietam jak dotarlam do domu. Spalam wtedy chyba cala dobe. Wszystko mnie bolalo. Wszystko mnie brzydzilo... Po dwoch dniach uswiadomilam sobie co sie stalo. Po prostu mnie zgwalcil... Tak po prostu. Chcialam o tym komus powiedziec, ale... on mial opinie nieskazitelnego, uczynnego chlopca, ktory nosi zakupy starszym paniom pod drzwi, zawsze mowi dzien dobry i do widzenia, kiedys byl misitrantem.... Kto by mi uwierzyl? 11letniej gowniarze, "ktora pewnie go sprowokowala" ? Nikomu nic nie powiedzialam. Balam sie. Wzielam wine na siebie. Zamknelam sie w domu. Rok czasu. Rok koszmaru. Udawania ze zyje. Ze jem. Ze oddycham. Po roku zaczelam powoli wychodzic. Wygladalam juz wtedy jak wampir. Znow pojechalam na basen. Na ten sam. Chyba chcialam sie zmierzyc ze swoich koszmarem. Przekonac sie o tym, ze to byl tylko straszny sen. Nie bylo go. Raz, drugi, piaty... Bylam spokojniejsza. Ale wystarczyl wzrok jakiegokolwiek chlopaka, a wystawialam pazury i warczalam... Poznalam R. Byl taki... taki inny. Skads znalam jego twarz, nie moglam sobie przypomniec skad. O nic nie pytal. Cierpliwie czekal az minie czas, po ktorym sama przytule sie do niego. I tyle. Niczego wiecej nie chcial. Byl dwa lata starszy ode mnie. Nigdy nie powiedzialam mu co sie stalo. Za ktoryms razem zaprosil mnie do siebie. Mial siostre, ktora miala byc w mieszkaniu. Poszlam. Naiwnie? Ze wchodze do tego samego bloku i na to samo pietro gdzie mieszkal X. zorientowalam sie gdy bylo juz za pozno. Weszlismy do tego samego mieszkania. Myslalam ze to jakies nieporozumienie. Ale nie. Zapytalam gdzie jestesmy. R. odpowiedzial, ze tu mieszka jego ciocia i kuzyn, do ktorego czesto przyjezdza razem z siostra. Stad jego twarz !!! Mial podobne rysy do X. !!! W mieszkaniu nie bylo nikogo. Usiedlismy i rozmawialismy. W tym samym pokoju... Nogi mialam jak z waty. Rece mokre od potu. Chcialam wyjsc jak najszybciej. R. poszedl przyniesc cos do picia. Otworzyly sie drzwi... Wszedl X. Jednym ruchem zamknal zamek w drzwiach pokoju, wypychajac jednoczesnie wracajacego wlasnie R. Zrobil znow to samo... W tym czasie gdy ja krzyczalam, R. probowal wywazyc drzwi. Walil w nie, kopal. Wszystko na nic. Potem X. otworzyl drzwi i z szyderczym usmiechem powiedzial do zaplakanego z wscieklosci i bezsilnosci R " wiedziales kogo mi przyprowadzic do domu" .... Ucieklam stamtad. R. dzwonil, pisal listy, przychodzil, przepraszal, blagal, mowil ze to nie jego wina, ze on... Nie wazne. Nie chcialam juz wtedy niczego od zycia. Niczego. Wiecej go nie widzialam.  Znow minal rok. Wscieklosc zaczela we mnie rosnac. Na siebie sama, na facetow. Przestalam sie obwiniac. Zaczelam GRAC. Mialam kilku tygodniowo, tak jak playboy'e uganiajacy sie za dziewczynami. Gralam z nimi, traktowalam ich przedmiotowo, wykorzystywalam, po czym wysmiewalam. Pamietam jak skrzywdzilam w ten sposob kogos, kto mnie wtedy kochal... Nie darowalam sobie tego do dzis. Rozkochiwalam ich w sobie, a potem dostawali " w pysk". Tak bylo przez dlugi czas. W miedzyczasie poznalam T. ( mojego bylego meza, wtedy chlopaka ). Na poczatku bylo super. Potem... potem wracaly do mnie koszmary z przeszlosci i zaczynalam wszystko na nowo. Tak bylo...

Teraz jest inaczej. Od wielu, wielu lat jest inaczej. Spotykam na ulicy X. Niedawno wyszedl, niestety nie za grzechy wobec mnie placil. Patrze mu za kazdym razem prosto w oczy z usmiechem na ustach. Dawno sie tego nauczylam. Bo jestem silniejsza. Jestem silniejsza o te lata jego wolnosci, a ktorych byc nie powinno. Jestem silniejsza o spojrzenie mu prosto w oczy, z glowa uniesiona do gory, gdy wtedy on chcialby ominac moj wzrok ale cos kaze mu patrzec. Jestem silniejsza o slowa, ktore potokiem tyle razy wyplywaly ze mnie i ktore zabily ten bol i gniew. Jestem silniejsza o uczucia ktore wobec niego teraz zywie - o dziwo lubie go. Bo lubie siebie. Nie umiem juz nienawidzic. Za duzo juz. Nie umiem juz nie wybaczac. Za wiele juz. I musze umiec sobie z tym radzic na swoj sposob. Musze umiec nadal mowic o tym obcym, ale nie bliskim... uciekac, gdy to wraca... i umiec zyc. Bo tak juz zostanie. Do konca. To takie rany, ktore nawet sie nigdy nie zabliznia.

Nie chce wspolczucia. Bo to tylko moment mojego zycia, w ktorym znow sobie sama musze radzic z koszmarami z przeszlosci... A takich koszmarow jest jeszcze wiele. To tylko jeden z nich... A ja jestem silna. Jestem silniejsza.... Jestem silniejsza bo umiem wybaczac...

 

Bez tytułu
Autor: magicsunny
22 stycznia 2007, 01:13

Alez jestem nijaka dzisiaj. Chce mi sie spac, ale nie chce mi sie spac. Cisinienie mam na eks G. mojego, wiec moze dlatego tez. Wrrrrrrrrr, jakbym miala ta babe pod reka, to .... eh, szkoda slow. Jak kasa zaczyna wchodzic w gre, to takie jak ona zaczynaja robic sie drapiezne. A juz jak ktos chce im ta kase ograniczyc ( bylo zrodelko - wyschlo zrodelko )... zabijaja glosem, o wzroku pewnie nie wspominajac, przez tel. na szczescie nie widac. Kurcze, jak ja nie znosze materialistow. Pieniadze szczescia nie daja. Daja tylko mozliwosc zycia. Mozliwosc jakiegos bytu.

Bylam u siebie w mieszkaniu, gdzie mieszkala do tej pory moja przyszla bratowa. Kuuuuuuuuuurrrrrrr........ Juz po raz kolejny taki syf, ze opisac nie potrafie. Pominmy. Wrzucalam dzisiaj pranie, bo hrabinie rece przyrosly. Wszystkie reczniki jakie byly w domu - wlaczajac reczniki Miska - w stanie agonalnym !!! Jakby ktos nimi podloge wycieral !!! W lazience zamiast papieru, serwetki swiateczne, ktore kupilam przed wyjazdem do UK !!! Podloga wszedzie sie lepila, kleilam sie do niej, dwa nowe lozka ktore kupilam jakis m-c temu - juz wygladajace jakby mialy 10 lat ( w tym jedno Miska ;] - musiala wyprobowac czy sie dobrze spi ;] ). Fotele, do ktorych prania zamawialam 2 m-ce temu faceta - zakrwawione. Siostra dostala okres, czy ona nie jest w ciazy? ;] Posciel ktora kupilam malemu, Disney, zalozona na jej koldre, bo "reszta byla juz brudna" !!!! Kuuuuuur......... !!!! Nie. Dalej nie bede wymieniac, a to dopiero poczatek. Uruchomcie sobie wyobraznie. Mi musi zejsc to cale cisnienie. Jaki z tego moral? Pozwol komus mieszkac w swoim nowym mieszkaniu, a po m-cu poczujesz sie jak w starej norze i zginiesz od czyjegos brudu. A ona zginie w syfie jak urodzi dziecko. No.

Czasem slowa potrafia wiele.
Autor: magicsunny
21 stycznia 2007, 00:02

Uslyszalam wczoraj cos, co spowodowalo wyzbycie sie wszelkich lekow... Oby na zawsze juz...Nigdy wczesniej nie slyszalam tych slow. Nie w tej kolejnosci. Nie skierowanych do mnie...

"Teraz Mam Rodzine. I musze o nia dbac. Kocham Was".

 

A to znalazlam wczoraj w nocy w necie. I uparlam sie. Taka ma byc i juz. G. zostal odpowiednio poinstruowany ;). Delikatna, skromna i piekna :).

Raz i...

dwa ;).

 

Bez tytułu
Autor: magicsunny
19 stycznia 2007, 16:59

Kiepski nastroj dzis mam, wiec nawet tematu wymyslac mi sie nie chce. Raz jest lepiej, raz jest gorzej... W sumie ten Nowy Rok, zaczal sie bardzo sympatycznie w porownaniu do ostatnich. Wiec powinnam sie cieszyc. Nie liczac oczywiscie niepozalatwianych spraw z zeszlego roku, ktore jeszcze do polowy maja prawdopodobnie beda sie za mna ciagnely. Ale pal je licho. Pal licho Ryska, ktory .... ehhhh, znow mam te same glupie mysli. Cos mi podpowiada, ze juz wiem na co zmarl... Ale. Poczekamy, zobaczymy. Koroner stwierdzil, ze ich prawo przewiduje zakonczenie sprawy do pol roku od momentu smierci. Nic wczesniej, nic pozniej. Angole. Jak zwykle nigdy nigdzie im sie nie spieszy. Tego wlasnie nie lubie w UK, zero pospiechu, a ja... ja jestem w goracej wodzie kapana. Zawsze.

Moja dzidzia w sobote bedzie miala 5 tygodni. Na razie wszystko jest w porzadku. Nastepna wizyta 15 lutego, dzien po wyjezdzie G. Kurcze, szkoda ze nie pojdzie ze mna, ale moj pan doktor przyjmuje tylko w czwartki. Za to w UK mu nie odpuszcze ;). Z reszta on sam sobie nie odpusci :). A wlasnie. Mam pytanie jedno. Bo nie wiem czy wlasciwie mysle. G. ma syna. Ma w tym roku komunie. I wlasnie sie dowiedzialam, ze G. zoobowiazal sie na prosbe swojej eks do oplacenia w calosci kosztow imprezy w knajpie. Wiec moje myslenie jest takie - po pierwsze - dwie lewe raczki i nie chce sie gotowac, piec, a potem myc, no to wykorzystamy G. On sie dal. Po drugie - pani eks ma swojego faceta z ktorym zyje i mieszka. Oboje pracuja, wiecej dzieci nie maja, nie planuja. Mlodego sponsoruje G. Ciuchy mu kupuje G. Ostatnio nowe lozko "bo ona nie miala na to" tez G. Mlody jest chory, kasa na leki - G. Itd. Czy ja mam jakies bledne pojecie o rodzinie i podziale obowiazkow? Bo zdaje mi sie, ze skoro oni oboje pracuja, a G. placi grzecznie alimenty prawie razy dwa tych, ktore zasadzil sad, to szanowna pani eks powinna troche przystopowac, he? A ten tylko jelenia daje z siebie robic... Nie to zebym byla jakas materialistka, nie. Ale mnie to wkurza. Ja rozumiem, naprawde - to jest jego syn. Kocha go, stara mu sie jakos wynagrodzic to, ze nie jest z nim na codzien. Ale ona zaczyna to coraz bardziej wykorzystywac. I chyba okaze sie wredna suka, jak porozmawiam z nim i powiem jakie mam zdanie na ten temat - alimenty takie jak zasadzil sad a reszta... wg uznania G. a nie wg widzimisie eks. Juz sama nie wiem. Ja mu niczego nie zabraniam i  nie mam takiego zamiaru. Ale trzeba otworzyc oczka i zobaczyc, ze ludzie potrafia pieknie wykorzystywac. No.

A Misiek wymiotowal cala noc. Przez sen, z zamknietymi oczami. Od rana biegunka taka, ze sie z niego leje. Na razie wciskam w niego soki marchwiowe, na szczescie je lubi. I Smecte. Jak do jutra nie przejdzie, do lekarza. A ja... ja coraz czesciej senna jestem. Moglabym tak spac i spac i spac...

Czyzby bajeczka? ;)
Autor: magicsunny
16 stycznia 2007, 00:20

Byla sobie pewna dziewczyna, ktorej nigdy nic nie wychodzilo - zwiazki byly do dupy, faceci byli do dupy, przeszlosc byla do dupy i wracala co jakis czas jak bumerang.... Jedyne co sie jej "udalo" to synek Michal. Wychowywala go sama bo... patrz wyzej. Przestala szukac kogokolwiek, kto zapelnilby pustke bo im bardziej szukala, tym wiekszych spotykala popaprancow. Smutne? Nie... Zyciowe ;). Po kilku latach znow podlaczyla net, ktory kiedys "wyrzuciala", bo ja ranil. i stalo sie... Bylo to 24 pazdziernika 2006 roku. Tego feralnego roku... Poznalismy sie na jakims forum. Ja napisalam jakis bzdurny temat, przyszlo pare osob, rozkrecilo sie, G. czytal, nigdy nie pisal. I w koncu temat sie urwal. Zmienilismy forum, a on szukal... I znalazl. Od tamtego dnia nie rozstawalam sie z nim nawet na jeden dzien - nie wazne czy to byly rozmowy na gg czy skype. Potrafilismy rozmawiac o wszystkim i o niczym, milczec gdy byla taka potrzeba, a nawet sie klocic... Dopelnialismy sie w kazdym zdaniu. To tak jakbym ja zaczynala mowic, a on konczyl slowami moje mysli. Smialismy sie z tego... Potem przyszedl czas na kamere. Nastapil punkt kulminacyjny.... Stwierdzil, ze przyjedzie 9 listopada. Po dwoch tygodniach znajomosci na necie !!! Stwierdzilam ze albo swiruje, albo jest wariat. No i okazalo sie ze wariat, bo przylecial z UK :). Dostalam wymarzonego bialego misia i bukiet roz :). Byl u mnie prawie tydzien. To wlasnie w tym czasie zmarl R. ... Po Jego wyjezdzie nie moglam sobie znalesc miejsca. Tesknilam. Wiec spakowalam siebie i malego i... polecielismy :). Odwiedzilam przy okazji moja mame, ktora tam pracuje :). Bylam u G. wtedy 3 dni i nie chcialam juz nigdy wyjezdzac. Ale musialam. Sprawy w Polsce byly wazne. Potem znow czekanie i ten wyjazd teraz na swieta, w sama Wigilie... Nie moglam sie go doczekac. Przed nim byly codzienne telefony, tesknota, smsy i znow tesknota... Niby glowe mialam zajeta zalatwianiem wszystkiego w zwiazku ze smiercia R. , lataniem po bankach, pisaniem podan, deweloperem i cala reszta z ktora nie dawalam sobie rady, ale... Boze, jak bardzo mi Go brakowalo !!! Bylam taka samotna... 24 grudnia o 13tej bylam juz na lotnisku. Mialam 30 kg nabagazu i zeby za niego nie placic musialam byc pierwsza do odprawy i trafic na faceta ;). My kobiety jakos dziwnie zawsze umiemy sobie poradzic w takich sytuacjach ;). Ostatnio przeszlo mi 20 kg ;). Tym razem nie dalo sie. Za 10 musialam zaplacic, reszta poszla gratis :P. Ale... 15.10 - uwaga, samolot na East Mindlands jest opozniony o 25 minut, mgla. Ok. 15.40 - Samolot odwolany, prosze sobie przebukowac bilet na najblizszy termin. Kurrrrr...... Najblizsze sa na 7 stycznia ;]. No coz, mala awantura i "mila" pani przebukowala mi na Liverpool, lot za 45 minut  :P. Blizej G. I w zwiazku z tym Swiat nie spedzilam z moja mama tylko z G.  :D Ale poczatek podrozy suuuuper ;]. Swieta, swieta i po swietach, wiec G. poszedl do pracy, ja gotowalam obiadki, sprzatalam i urzadzalam w miare nowowynajety dom. G. robil sniadanka Miskowi, kapal go, bawil sie z nim, przebieral ( i wymiotowal przy zmianie pieluchy z kupa hi hi hi ) a ja moglam troche odpoczac :P. Kochany G. :*. Potem odwiedzilam mame na kilka dni. I wrocilam do G. Sylwester - hmmm.... zrobie test. I nic. No to mozna pic :). Maly siedzial z nami do 4 rano. lobuz :).  11 stycznia, jakos dziwnie sie czuje... Test.... I... Dwie kreseczki :D. I skad ja wiedzialam po 2 tygodniach ze jestem w ciazy? Przeczucie jakies? ;) G. polecial do sklepu po kolejne 2 testy, zeby sie upewnic :P. To samo, nie chce byc inaczej. Wraz z testami dostalam bukiet przecudnych roz :). I tak oto, znamy sie z G. niecale 3 m-ce, a bedziemy miec dzidziusia, ktorego zaplanowalismy ( blogoslawiony kalendarzyk z netu, ktory i tak sie nie sprawdzil, bo w ciaze zaszlam 4 dni przed tym, gdy niby mialoby to byc :P ) no i na swieta wielkanocne, czyli na poczatku kwietnia, bierzemy slub :D. Ciekawe... Nadal nie moge uwierzyc, ze to sie dzieje naprawde .... :D.

A dzis bylam na pierwszym USG i widzialam moja kropeczke malenka :). Wszystko jest dobrze. I tak juz zostanie :).

A Misiek zaczal mowic. I zaczal mowic TATO do G. Sam. Sam z siebie... Tez ciekawe.

A ja tego nie spieprze :D. Nie tym razem :D.

 

No i jakby sie tu przywitac po powrocie?
Autor: magicsunny
14 stycznia 2007, 16:22

Hmm.... zadnego pomyslu... To moze tak- na poczatek-reszta bedzie pozniej - JESTEM W CIAZY :D. I czekamy z G. na nasza upragniona Julke :D.  Witam wszystkich w Nowym Roku i ide spac, bo padam po podrozy z moim malym urwisem ;). Duza buzka dla wszystkich ;*.

Szlak..
Autor: magicsunny
23 grudnia 2006, 23:03

Pakuje sie od dwoch godzin i... dupa !!! Nie pamietam co juz wlozylam a czego nie, co mam jeszcze zabrac... Karteczka - jest. Napisane - jest. I co z tego. Kuuuuuuuuuuurcze, jak ja nie lubie wyjezdzac i sie pakowac. Zasypiam na stojaco. Chyba poloze sie spac a dokoncze rano. Wstane o 7.00 i jakos dam rade. Nie znosze tak na ostatnia chwile. Ale padam...

Wczoraj Ktos mi nakladl do glowy. I to mocno. Na tyle mocno, ze dzisiaj caly czas o tym mysle. A im dluzej mysle, tym bardziej mi sie nie chce myslec. Wiec... daje sobie spokoj. Musz odpoczac... I dobrze. Moze nareszcie odetchne. Dziekuje S...... ;)  :*. Wesolych Swiat wszystkim zycze... spokojnych, radosnych i zdrowych. I Sylwestra udanego... Hucznego :). Buziaki wielkie i do przeczytania w polowie stycznia ;).

P.S. Zdrowka duuuuuuuuuuuzo dla dzieciaczkow :D.

Najwyzszy czas
Autor: magicsunny
23 grudnia 2006, 00:43

Przyszedl czas, w ktorym musze nareszcie przyznac sie do czegos przed sama soba. Wyrzucic to z siebie nareszcie i tak dlugo czytac, az dotrze do mnie co sie stalo... Robie to dwa dni przed wyjazdem do UK. Robie to tutaj, bo wiem ze G. bedzie to czytal i chce mu dac ostatnia szanse wyplatania sie z tego wszystkiego... Chce, by wiedzial co czuje, dlaczego nie moge spac w nocy, jakie koszmary mnie budza i dlaczego... Jesli to przetrwa... przetrwa wszystko co szykuje moj los. Chce rowniez uwolnic sie od tego nareszcie, od calej winy i okrutnych mysli przelatujacych przez moja glowe... A bylo tak....

14 listopad 2006 roku, godzina 14.37 ( od jakiegos czasu jest u mnie G. ) - przychodzi, kolejny z reszta, sms z UK od Ryska ....

"Czesc to ja. Madzia, daj mi sprobowac jeszcze raz, uwierz mi, ja naprawde Ci Kocham i nie chcialbym, aby to sie tak skonczylo. Wiem, ze nie dawalem wiele od siebie ale tez czekalem na troche ciepla. Moze przerosla mnie ta cala sytuacja, wyjazd, praca, rozmowy przez sms... Wasz przyjazd tu, ktory dal mi kupe radochy, ale.. wydawalas sie taka zimna i nieprzystepna, ze nie wiedzialem jak sie zachowac. Prosze, sprobujmy uratowac nasz zwiazek..."

Okolo godziny 17.00 odpisuje po raz kolejny z reszta - N I E .

Kilka godzin pozniej dowiaduje sie ze Rysiek nie zyje...

Mam caly czas tego smsa zapisanego w telefonie. Nie wiem po co... Od tamtego momentu, caly czas cos mnie dusi, cos nie daje spac... Boje sie okropnie. Boje sie tego, co w koncu wykaze ta sekcja... Nie ma jeszcze wynikow, dostalam tymczasowy akt zgonu... Boje sie, ze to moja wina... Nie wiem jak, nie wiem przez co, ale ze moja... Tlucze mi sie po glowie jedna mysl - co zrobilabym gdybym mogla wrocic czas? Czy odpisalabym to "N I E" ? Czy napisalabym co innego? Boze, wracaja do mnie inne wspomnienia. Kiedys bylam z facetem, zerwalam z nim po roku. Podcial sobie zyly, znalazlam go w szpitalu... Wrocilam do niego i bylam z nim przez kolejne 6 lat... 6 lat okrutnej meczarni i ciaglego strachu, ze jak go znow bede chciala zostawic, to tym razem mu sie uda... To wszystko wrocilo po smierci Ryska. To wraca gdy czytam po kilka razy dziennie tego esa jakby specjalnie zadajac sobie bol, jakby to mialo byc dla mnie jakas kara... Nie wiem... nie wiem co bym zrobila. Czy zrezygnowalabym ze swojej milosci i ze szczescia po to by zyl...? Boze, nie wiem !!! I to tez mnie przeraza. Ze zadaje sobie takie pytania. Czy baylabym w stanie sie poswiecic dla jego zycia... I znow dusi, znow boli serce... Znow ciezko przelykac sline i oddychac. Tak ostatnio zasypiam... Chyba ze sie upijam. Wtedy padam i nie ma mnie w ciagu 2 minut. Tak jest latwiej... Chyba latwiej...

Przepraszam...

+++
Autor: magicsunny
22 grudnia 2006, 00:28

BYLO SOBIE ZYCIE... A PO NIM PRZYCHODZILA SMIERC...

Wlasnie dowiedzialam sie, ze zmarla matka mojej przyszlej bratowej, ktora jest w 6 tygodniu ciazy... +++ Panie, swiec nad jej dusza...